Music is – relacja z Festiwalu Ars Cameralis
O ile ich koncert na tegorocznym OFF Festivalu mogę zaliczyć do przyzwoitej wizytówki, tak zmiana scenerii na przyciemnione wnętrze katowickiego Jazz Clubu Hipnoza okazała się dla zespołu (a może przede wszystkim słuchaczy) zbawienna.
Tym samym potwierdzając wcześniejsze słowa zespołu, jakoby sceneria bliższa tej teatralnej i wzbogacona o wizualizacje sprawdzała się lepiej. I porównując te dwa występy, które odbyły się w przeciągu kilku miesięcy, można wyznaczyć tu znaczącą różnicę w odbiorze.
Set, choć ułożony niemal identycznie jak podczas pierwszej wizyty na Śląsku, tchnął w przestrzeń energię, która z początku okryta łagodną postawą zespołu, przerodziła się – za sprawą I Hate – w oszołomienie. Nagłe wykrzyknienie Grzegorza Kwiatkowskiego było dla części widzów zupełnym zaskoczeniem, które później jeszcze powtarzało się kilkukrotnie: przy nagłych stylistycznych zwrotach, przeciągających się i (zgodnych z nazwą miejsca) hipnotycznie progresywnych wersjach utworów, które stanowiły również sprytne przejścia między nimi. Co jednak najważniejsze, akustyka samego klubu pozwalała na zatopienie się w każdym idealnie słyszalnym dźwięku kompozycji takich jak Over, Home czy I Hate właśnie.
Jednak publika skupiła się najbardziej, gdy występ nabrał charakteru punkowości, a przejmujący wokalną pałeczkę Wojciech Juchniewicz sprawił, że prócz poezji, można było doświadczyć obcowania ze stylistyką screamo (Good Days Are Gone). I ten końcowy moment, wraz z zaprezentowanym Exist pobudził ciała części z usadowionych na krzesłach widzów, których radosny wydźwięk utworu przyciągnął pod scenę. Powodując w samym kwartecie zaskoczenie przeplatające się z zadowoleniem.
Bis, podsumowujący trzy kwadranse dźwięków kapeli, upłynął na swobodnym kołysaniu i klasyce tańców w parach. A także wyjątkowo noise’owej wersji Take My Hand. Co tym samym potwierdziło klasę najlepszego numeru z debiutu Trupa Trupa.