Recenzja ++ – Don’t Panic Polska
W szerokim nurcie muzyki alternatywnej rzuciło mnie w zupełnie inny strumień niż ten, jaki reprezentuje trójmiejski zespół Trupa Trupa. Jednak, mimo że to nigdy nie była moja brzmieniowa bajka, to zawsze darzyłem formację Grzegorza Kwiatkowskiego dużym szacunkiem. Bo pomimo wielu jasnych inspiracji, udało się Trupie Trupie wykształcić własny, świeży styl. „++” jest krążkiem, który udowodnił, że nie każdemu zespołowi doskwiera syndrom drugiej płyty.
Trupa Trupa nagrała materiał lepszy pod każdym względem – kompozycyjnym, producenckim i pomysłowym. Nie zmienił się jedynie klimat. Wciąż jest smutno. Albo wręcz gorzko – chyba właśnie to słowo najlepiej pasuje do tego, co prezentują muzycy. Wszystko zbudowane jest głównie na negatywnych emocjach. Złość, agresja, szaleństwo, zwątpienie, cynizm czy ironia grają tutaj pierwsze skrzypce. Czyli mamy wszystko, do czego formacja przyzwyczaiła nas podczas swojego debiutu – minimalistyczne teksty oscylujące wokół życia i śmierci.
I ten mariaż jest dopełniony muzyką. Muzyką automatycznie kojarzącą się z gorzkim i specyficznym brzmieniem z Wysp Brytyjskich, które kiedyś prezentowali Joy Division, The Smiths czy Pink Floyd. Artyści wykreowali bardzo ciekawą, eklektyczną mieszankę awangardowego rocka, jazzowych wprawek, relaksujących, łagodnych melodii, charakterystycznych dla noise’u jazgotów, post-rockowych spięć czy krautrockowych wibracji. Jednak – co wspomniałem na początku – jest to świeże. Mimo tych skojarzeń nie odczuwa się wrażenia wtórności czy nudy. Na wstępie („I Hate”) otrzymujemy potężną dawkę energii i nienawiści, aby zaraz potem zostać uspokojonym przez „Felicy”. Chwilę później znów porcja dynamiki („Miracle”), żeby od razu przeskoczyć w niepokój, który kreuje „Over”, świetnie wzbogacony partiami trąbki Tomasza Ziętka. Dostajemy też nostalgię („Here and Then”), zgorzknienie („Sunny Day”), pobudzenie (w krótkim i żywiołowym „See You Again”), tęsknotę („Home”), zaskoczenie (intrygujący i pełen chaosu „Dei”, gdzie tym razem saksofonem urozmaicił brzmienie Mikołaj Trzaska), nadzieję i tajemniczość („Influence”), by na koniec zreflektować się nad własną egzystencją („Exist” z radosną końcówką, która nieco przywodzi na myśl marynistyczny klimat).
W tej całej burzy emocji, sinusoidy brzmień i wszechpanującego eklektyzmu można się – wbrew pozorom – bardzo dobrze odnaleźć. „++” ma to, co każda dobra płyta mieć powinna – intryguje, za każdym przesłuchaniem odnajduje się nowe brzmienie, dodatkowy przekaz. Za każdym kolejnym razem płyta jest ciekawsza. To rozbudza apetyt i stawia zespołowi poprzeczkę jeszcze wyżej w kontekście kolejnego wydawnictwa. Ale póki co należy się delektować tym, co dostajemy na „++”.