Recenzja ++ – Dziennik Bałtycki
Prawie równocześnie ukazały się dwie płyty zespołów prowadzonych przez trójmiejskich poetów. “Długa przerwa” Towarów Zastępczych to pierwszy album tego zespołu od czterech lat, “++” natomiast jest drugą płytą w dyskografii Trupy Trupa.
Grzegorz Kwiatkowski, podobnie jak na debiutanckim albumie Trupy Trupa, napisał anglojęzyczne teksty piosenek, trzech poetów z Towarów Zastępczych – Piotr Czerski, Borys Kossakowski i Michał Piotrowski – wypowiedziało się po polsku, z małymi wyjątkami. To nie przypadek – w Trupie Trupa muzyka jest co najmniej tak ważna jak słowa, a na najnowszej płycie Towarów pełni funkcję środka transportu dla liryki.
Grzegorz Kwiatkowski nie przekroczył jeszcze trzydziestki, udręki i tęsknoty wieku dojrzałego są więc dla niego zaledwie czymś, co można sobie wyobrazić, za to dla Piotra, Borysa i Michała smuga cienia jest już etapem zaliczonym.
Niejakie pojęcie o zawartości i klimacie “Długiej przerwy” można było wyrobić sobie podczas ubiegłorocznego festiwalu Metropolia jest Okey, gdy Towary wystąpiły jako The Końs. Poeci zaprezentowali wtedy repertuar utrzymany w punkowej estetyce, i to raczej spod znaku The Ramones niż The Clash, i tą nostalgiczną podróżą w lata własnego dzieciństwa i wczesnej młodości dali do zrozumienia słuchaczom, że zdają sobie sprawę z nieuchronnego upływu czasu i z coraz większym sentymentem spoglądają wstecz. Z tego koncertu najbardziej mógł zapaść w pamięć nagi tors Borysa Kossakowskiego (wąski, podłużny) oraz Michał Piotrowski w masce konia. Całość dość niebezpiecznie zbaczała na grząski grunt rockowego kabaretu. Na szczęście w “Długiej przerwie” aż tak wiele kabaretowej pozy nie ma.
Dużo wyjaśnia już sama okładka – oryginał zdjęcia jest zapewne czarno-biały, a w tle, za postacią kilkunastoletniego chłopca grającego z nut na elektronicznym keyboardzie, widzimy pięknie wyeksponowaną boazerię. To ona, więcej niż ubiór i fryzura młodzieńca czy stary model syntezatora, ściana w deskach, mówi że prawdopodobnie mamy do czynienia z latami 80. lub początkiem 90. Popatrując w metryki Towarów można się domyślać, że na fotografii jest któryś z nich we wcieleniu z epoki. Naładowany znaczeniami jest też tytuł całości – oprócz aluzji do wieloletniego milczenia zespołu, są w nim skojarzenia ze sztubackimi latami. Romans z muzyką był czymś, co dokonywało się w przerwach pomiędzy odcinkami czasu traconego na naukę i życie rodzinne.
To najbardziej rockowa i piosenkowa płyta w dotychczasowym dorobku Towarów Zastępczych. Trzech muzyków, którzy stanowili dotychczas tło dla trójki liderów, wyemancypowało się i tworzy samoistny zespół Popsysze, który sam zadebiutował pełnometrażową płytą w ubiegłym roku. Pomimo tego skład się nie rozpadł, działa w sześcioosobowej obsadzie, na “Długiej przerwie” wzmocnionej nawet przez kilku gości. Muzycznie mamy tu głównie do czynienia z brzmieniami punkowymi, nie zabrakło też synth-popu i disco, czyli typowej pożywki dzisiejszych trzydziestoparolatków z lat późnodziecięcych. W tekstach panuje gra na remis pomiędzy ironicznym oglądem z dala a sentymentalną identyfikacją ze sobą z przeszłości. Punkowy i postpunkowy duch daje o sobie znać głównie w “There’s No Past” (odwrotność sztandarowego punkowego “No Future”), “Pikselach”, “Kołysance”, “Ameryce”, “Ance Szklance”. Jest funk w “Czarnej dyskotece”, ballada w “Polaroidzie”. Te stylistyczne przebrania nie zasłaniają, przeciwnie – eksponują wspomnienia świeżych, zawsze pierwszych przeżyć i doświadczeń. I pewnie piosenki z “Długiej przerwy” byłyby jedynie zabawą dla wtajemniczonych przedstawicieli grupy rówieśniczej, gdyby nie literacka sprawność, z jaką przekazane są nieco już wyblakłe wspomnienia.
Jeszcze dalej od siebie jako poety odchodzi Grzegorz Kwiatkowski. W tekstach przemawia zza zasłony czy też filtra obcego języka, a coraz ciekawsza i bardziej różnorodna warstwa muzyczna piosenek Trupy Trupa może odwracać uwagę części słuchaczy od słów. Na “++” coraz lepiej uwidacznia się pole muzycznych inspiracji zespołu. Nie są to, jak u większości konkurentów, repetycje z klasyków rodzimej alternatywy i punk-rocka ani beztroskie podpinanie się pod współczesne, choć zawsze już odrobinę spóźnione trendy w muzyce indie ostatnich kilku lat. Trupa Trupa ma ambicje, żeby z anglo-amerykańskiego indie-rocka uczynić swój język wypowiedzi, żeby stać się jednym ze znaczących anglojęzycznych zespołów spoza anglosaskiego kręgu kulturowego. To zamierzenie coraz lepiej udaje się wprowadzić w życie – wystarczy puścić którąś z piosenek z tego albumu komuś słabo znającemu polską scenę rockową, najlepiej cudzoziemcowi – myślę, że nie powiąże muzyki Trupy Trupa z naszym krajem.
Jaki jest tego cel? Myślę, że podobny jak w przypadku Marcina Świetlickiego i jego Świetlików czy Czerskiego, Kossakowskiego i Piotrowskiego, czyli pozostać sobą, czyli poetą, i stać się równocześnie kim innym, muzykiem rockowym. Kwiatkowski zaszedł na tej drodze najdalej, choć jego kariera muzyczna trwa od stosunkowo niedawna. Słuchając takich kompozycji z nowego krążka, jak “Felicy”, “Sunny Day”, “Influence” można pomyśleć, że plan udaje się wcielić w życie.