Recenzja ++ – Dzika Banda
Nie zdarza się to często. Polski album rockowy, którego otwarcie dosłownie powala. „I Hate” pierwszy numer na „++” wbija w Ziemię. Choćby tym, że zaczyna się od wybuchu dźwiękowej agresji, by po chwili zmienić zupełnie klimat i tonację.
Już kiedyś o tym pisałem, ale przypomnę. Dowodzona przez trójmiejskiego poetę Grzegorza Kwiatkowskiego Trupa Trupa nie tylko szczerze i bez krygowania się garściami czerpie inspirację to z Velvet Underground, to z The Doors, to z Birthday Party, Joy Division i rocka psychodelicznego, ale jeszcze potrafi inspiracje zamienić na coś swojego.
Jeśli na pierwszej płycie jeszcze szukali pomysłu na siebie i dopasowywali klocki w układance nazywającej się Trupa Trupa, tak tu brzmią już jak doskonale zgrana maszyna do robienia mądrego rockowego hałasu. Posłuchajcie takiego „Over” – wszystko jest tu ze sobą zgrane. Dęciaki, gitary, wokal. I to powoli rosnące napięcie. Zresztą, jeśli jest coś, za co najbardziej lubię ten zespół, to właśnie przede wszystkim zdolność do budowania w piosenkach napięcia. Trupa Trupa wie, co to proporcje i konstruuje swoje piosenki tak, aby wciągały słuchacza a nie nużyły zbędnymi popisami. Może po części wynika to z tego, że zespołem dowodzi człowiek obyty ze słowem i tym jak prowadzi się narrację.
Wspomnę jeszcze jedno – otóż kiedyś marudziłem na to, że Kwiatkowski śpiewa tylko po angielsku. Teraz się z tego wycofuję. Słuchając tej płyty w całości zaśpiewanej w języku Szekspira, chwilami odnosiłem wrażenie, że słucham albumu nagranego nie w Trójmieście a gdzieś dajmy na to w deszczowym Seattle (i nie o grunge chodzi a klimat). Po prostu kawał światowo brzmiącej muzyki rodem z Polski. Przyznacie, że to nieczęste.