Recenzja Headache – Moja Stodoła
Kontakt z ich poprzednim wydawnictwem groził chorobą morską, tym razem przyprawiają słuchaczy o tęgi ból głowy. O kim mowa? O trójmiejskiej Trupie Trupa, która 7 marca opublikowała swój najnowszy album zatytułowany Headache.
To trzecia już pełnowymiarowa próba oswojenia śmierci podjęta przez Grzegorza Kwiatkowskiego i spółkę. W mojej ocenie najdojrzalsza – tak muzycznie jak i tekstowo. Najbardziej nihilistyczna w wymowie i najmniej sowizdrzalska. Pozbawiona akcentów kabaretowych. Koncentrująca się na upadku i rezygnacji. Celebrująca oba te stany.
Płyta zaskakuje już samą konstrukcją. Nigdy wcześniej panowie tak umiejętnie nie operowali napięciem i nie przykładali takiej wagi do budowania dramaturgii. Zamiast huśtawki nastrojów – przemyślana gradacja emocji. Od spokojnego, usypiającego czujność wstępu (Snow), przez łagodny, choć zdradzający już pewną nerwowość środek (Wasteland), po głośny i efektowny finał (Picture Yourself).
Niezmiennie cechą charakterystyczną twórczości Truposzy pozostaje eklektyzm. Zespół nie kryje swojej fascynacji muzyką zakorzenioną w latach 60. ubiegłego wieku. Na Headache oprócz psychodelii i niemal beatlesowskich harmonii (Rise and Fall) słyszalne są jednak również wpływy zimnej fali (Halleyesonme) oraz granego na modłę Swans noise’u (numer tytułowy i wspomniane Picture Yourself).
Materiał składa się z 11 zróżnicowanych piosenek. Dopracowanych pod względem kompozycyjnym i świetnie zaaranżowanych. Grupa nagrywała je pod koniec zeszłego roku w gdańskim studiu Dickie Dreams pod czujnym uchem Adama Witkowskiego. Całość zmiksował i zmasterował – znany choćby ze współpracy z Indigo Tree czy Wieżami.Fabryk – Michał Kupicz. To dzięki niemu utwory Trupy zabrzmiały potężnie, a zarazem krystalicznie czysto.
Najlepszy utwór: tytułowy i ostatni
Najlepszy moment: starzenie się w Getting Older, wszystkie partie wokalne