Trupa Trupa

Recenzja Jolly New Songs – Teraz Rock

Kiedy zespół Trupa Trupa nagrywał płytę zatytułowaną Headache, było wiadomo, czego mniej więcej się spodziewać. Na Jolly New Songs – która przy pierwszym kontakcie wydaje się logiczną kontynuacją znakomitej poprzedniczki i kolejnym krokiem w kierunku ugruntowania międzynarodowej pozycji grupy – nic już nie jest oczywiste.

Począwszy od tytułu, który osobom obeznanym z muzyką tej ekipy musi wydawać się przewrotnym żartem – a jednak ma sporo wspólnego z tym, co słychać na płycie. Znajdziemy tu bowiem, w ramach zespołowo firmowanego materiału, najjaśniejsze, najbardziej pogodne i najmilsze dla ucha fragmenty, jakie Grzegorz Kwiatkowski i spółka kiedykolwiek nagrali (Only Good Weather, Coffin, Jolly New Song, To Me). A zarazem żadna z tych piosenek nie może być nazwana w pełni „pozytywną”. Bo lekkie melodie roztapiają się nagle w dźwiękowej magmie, zza kompozycyjnych zakrętów wyłania się niespodziewanie mrok, hałas i psychodeliczny trans, a cały materiał – choć stworzony przy użyciu minimalistycznych środków wyrazu – pełen jest zaskakujących zwrotów akcji i nieoczekiwanych wolt stylistycznych. Czyli owa przewrotność, która w zasadzie od początku była jednym z głównych kluczy do twórczości gdańskiego kwartetu, nabiera całkiem nowego znaczenia. A każde przesłuchanie pozwala dostrzec dodatkowe smaczki i niuanse.

Mnóstwo tu zapętlonych motywów i obsesyjnego wręcz powtarzania wybranych fraz – które zresztą często stanowią cały tekst danego utworu. Kwiatkowski z kolegami wychodzą z założenia, że im mniej słów i dźwięków, tym większe jest ich znaczenie. Wystarczy posłuchać zahaczającego o klimaty wręcz gotyckie Love Supreme albo pełnego dźwiękowych eksplozji i wyjątkowo dynamicznego jak na Trupę Trupa To Me. Tekst ogranicza się tutaj do dwóch-trzech słów. A w niepokojącym, zimnym, nieregularnym rytmicznie Against Breaking Heart… czy najbardziej klasycznie psychodelicznym w zestawie Leave It All jest ich niewiele więcej. Mimo to intrygują i dają do myślenia. Mamy i rzeczy bardziej obrazowe, działające na wyobraźnię – jak choćby rewelacyjny Coffin, czyli delikatna, melodyjna piosenka miłosna… o trumnach i płonących drzewach, niespodziewanie przechodząca w długą, postrockową improwizację. Albo rytmiczny, marszowy Never Forget, podejmujący temat Holokaustu. Z kolei subtelny, uduchowiony None Of Us zahacza o wątki biblijne – a przy tym zachwyca fantastyczną, poruszającą (i piekielnie przesterowaną) partią gitary w drugiej części.

Każdy utwór ma tu w sobie coś, co zaskakuje, niepokoi albo pobudza do refleksji. I chyba właśnie po tym poznaje się wyjątkowe albumy.

Marek Świrkowicz, www.terazrock.pl

Recenzja Jolly New Songs – Teraz Rock