Recenzja LP – Electric Nights
You can’t judge a book by the cover” śpiewali ostatnio w duecie Gienek Loska i Maciek Maleńczuk, zapewniając temu pierwszemu zwycięstwo w programie „X-Factor”. Dobrze, że biorąc na warsztat wydany własnym sumptem debiutancki longplay Trupy Trupa w porę przypomniałem sobie to słynne motto. W pierwszej chwili pomyślałem, że g(t)rupa, dla której zbyt trudnym zadaniem okazało się wymyślenie dla siebie przekonującej nazwy z małym prawdopodobieństwem była w stanie nagrać interesujący materiał. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jest to bodaj jedyny słaby punkt tego projektu!
Począwszy od co najmniej przyzwoitego warsztatu wykonawczego, poprzez ciekawe pomysły kompozycyjne i aranżacyjne, na nienagannej angielszczyźnie (co niestety nadal nie jest w Polsce regułą) skończywszy – wszystkie elementy składają się na zaskakująco solidny materiał. W muzyce Trupy Trupa wyraźnie słychać odniesienia do innych przedstawicieli trójmiejskiej sceny alternatywnej, nie tylko zresztą tej współczesnej. Grzegorz Kwiatkowski i spółka podają nam ten wywar przyprawiony silną nutą psychodelii, której podstawowym składnikiem są charakterystyczne, analogowe organy wykorzystane w niemal każdej piosence na płycie, przywołujące automatycznie skojarzenia z latami sześćdziesiątymi i grupami takimi jak choćby The Doors. Tego rodzaju muzyka przeżywa w ostatnich latach prawdziwy renesans, czego dowodem może być rosnąca popularność np. The Black Angels. Bardzo dobrze, że mamy na rodzimej scenie wykonawców, którzy starają się trzymać rękę na pulsie i którym wychodzi to z naprawdę niezłym rezultatem.