Recenzja ++ – Polifonia
O poprzednim albumie Trupa Trupa pisałem już a tym blogu, więc mam skalę porównawczą. Punkt wyjścia pozostaje z grubsza ten sam (The Doors, VU, garażowy rock, psychodelia, odrobina wczesnego Pink Floyd, miałem też miłe skojarzenia z Love And Rockets), ale zespół docisnął w paru miejscach gaz do dechy – głównie w pierwszej części płyty.
I pognał w kierunku zdecydowanie najodpowiedniejszym dla siebie. Miłośnicy tzw. klasycznego rocka poczują się zaspokojeni (choć to nie dla nich w pierwszym rzędzie), a poszukiwacze garażowych nowinek mogą być spokojni, nie idzie to w konfekcję, raczej już poszerza horyzont m.in. dzięki ściągnięciu gości: Mikołaja Trzaski i Tomasza Ziętka. Mało krajowych płyt rockowych ostatnio mnie ciekawi, a do tej mam naprawdę mało krytycznych uwag, choć z pewnością kilka utworów zyskałoby na droższej produkcji. Zamiast się rozkładać, Trupa Trupa coraz śmielej i precyzyjniej układa w całość swój muzyczny świat.