Relacja z premiery Headache – Konkubinat Kultury
Trupa Trupa nagrała fantastyczną płytę Headache. Jej oficjalna premiera miała miejsce 7 marca w Klubie Żak.
Headache stanowi nowy rozdział w historii gdańskiej formacji. Po pierwsze, album został wydany w brytyjskiej wytwórni Blue Tapes, która promuje swoich podopiecznych w uznanych mediach typu The Quietus, po drugie zaś, na trzeciej płycie słyszymy wyraźny zwrot w brzmieniu grupy. Najbardziej rzuca się w oczy (uszy?) zmarginalizowanie roli organów elektrycznych, wcześniej dość często wyciąganych na pierwszy plan. Tutaj nieco ucichły, a siła nacisku przeszła na sekcję rytmiczną. Perkusja Tomka Pawluczuka dudni surowo, ascetycznie i przede wszystkim dojrzale. Bas nie jest wyłącznie dopełnieniem, a instrumentem odgrywającym nierzadko główną rolę.
Co do kompozycji, te nabrały bezpretensjonalności. Myślę, że jeszcze kilka lat temu zespół miałby problem z nagraniem tak doskonałych klisz z nowej psychodelii jak Unbelivable, Give’em All czy Sacrifice, a ewidentne puszczenie oka do fanów Beatlesów poprzez Rise and Fall również wymagało pewnej odwagi. Poza lekkimi piosenkami znalazło się miejsce dla hałasów i czystej improwizacji, podanych w sposób zupełnie odmienny od wcześniejszych dokonań grupy – ciągnące się liryczne solówki zamieniono na mantrującą perkusję i niespodziewane ściany dźwięku. Doskonale słychać pracę producentów Michała Kupicza i Adama Witkowskiego, którzy dopracowali każdy utwór i stworzyli unikatowe brzmienie albumu. Brawa za nagranie pięknej płyty należą się im na równi z członkami zespołu.
Czy materiał wytrzymał próbę koncertową? Zdecydowanie. W Żaku byliśmy świadkami prawdziwej podniosłej uroczystości. Od kiedy z półmroku wybrzmiały pierwsze takty Halleyesonme, aż po bisowy Picture Yourself, w sali klubu panowała atmosfera bardziej pasująca do miejsca kultu niż koncertu rockowego. Zespół dał się też jej ponieść, grając w absolutnym skupieniu niezależnie czy były to cichsze momenty, gitarowe riffy czy hałaśliwe improwizacje. Najlepszym punktem był moment wykonania tytułowego Headache, kiedy w zamykającej utwór psychodelicznej części, pośród natłoku dźwięku – rzeczywiście mogącego przyprawić o ból głowy – grający na basie Wojciech Juchniewicz wyrzucał z siebie wrzaski z grymasem, jakie mógłby mieć tylko ktoś absolutnie zaangażowany w to co robi. Koncert kipiał autentycznością.
Kiedyś Trupa Trupa była przedstawiana przez media – dość upraszczająco – jako znany poeta Grzegorz Kwiatkowski + mniej znani koledzy. Przypominając sobie koncert na plaży w Brzeźnie kilka tygodni po wydaniu ++ i konfrontując go z premierą Headache, muszę przyznać, że zespół przeszedł długą drogę do stania się monolitem. Na scenie Żaka muzycy tworzyli jedność, której nie zmąciło nawet kreatywne podejście do nagłośnienia panów siedzących za konsolami po przeciwnej stronie sali (dodawanie pogłosów do Wasteland mogli sobie darować). Gdańska Trupa udowodniła, że w Polsce stanowi ścisłą czołówkę niezależnego grania, a jej potencjał wykracza zdecydowanie poza granice kraju.