Relacja z SXSW – Gazeta Wyborcza
Według krytyków zagrali jeden z najlepszych koncertów festiwalu. A konkurencję mieli przepotężną, bo na zakończonym właśnie SXSW w Austin wystąpiło około dwóch tysięcy artystów. Gdańszczanie z Trupa Trupa podbijają kolejny kontynent.
SXSW (South by Southwest) w Austin w Teksasie to największy na świecie festiwal prezentujący młodych artystów, choć występują też doświadczeni wykonawcy – często duże gwiazdy. Impreza koncentruje się na muzyce, ale są na niej też wykłady, panele, pokazy filmów o trendach współczesności, technologiach, polityce, nawet kuchni.
Festiwalem żyje całe miasto – koncerty, imprezy i spotkania odbywają się w najmniejszych nawet klubach. Młode zespoły chcą tu występować, bo to szansa, by zostały zauważone przez media i producentów. Z Polski do tej pory na SXSW wystąpili Monka Brodka, The Dumplings, Pustki, L. Stadt.
W tym roku przed szansą stanęli muzycy z Trupa Trupa. Wystąpili na SXSW trzy razy.
Swój pierwszy koncert w Austin zagrali w jednym z irlandzkich pubów na 6 ulicy, w samym centrum miasta. To miejsce podczas SXSW przypomina połączenie piekła z karnawałem. Zamknięta dla ruchu drogowego wypełnia się ludźmi szczelnie aż do momentu kiedy trudno jest się przecisnąć przez tłum. Przejście kilku metrów zajmuje kilka dobrych minut. Potężny gwar miesza się z muzyką wylewającą się z otwartych na oścież okien barów i klubów. To mały, ale wymagający surviwal dla zmysłów.
Trupa Trupa wyszli na scenę po północy. Wśród gości trochę festiwalowiczów, grupki osób zaczynające świętować dzień Św. Patryka, przede wszystkim krytycy muzyczni z gazet i radiostacji, uzbrojeni w piwo i notatniki.
Z każdą kolejną minutą koncertu strony notesów zapełniają się kolejnymi zdaniami – jak się okaże niebawem, zachwytami i laurkami. Już następnego dnia w „Chicago Tribune” Greg Kot napisze „Dźwięk zespołu przypomina fuzję post punka z Europy Wschodniej w klimacie Plastic People of the Universe czy Północ przemieszanego z psychodelią. Dynamika, nieprzewidywalność piosenek przemieszczała się między wyimaginowanymi kontynentami w oka mgnieniu”.
W podobny, obrazowy, poetycki sposób o koncercie opowiadają mi później Raoul Hernandez, szef muzyczny poczytnej i wpływowej gazety „Austin Chronicle” czy David Fricke, ikona amerykańskiego dziennikarstwa muzycznego, wieloletni współpracownik „Rolling Stone’a”. Obaj zachwyceni gdańską grupą już wcześniej o niej pisali, szykując się do swojej pierwszej konfrontacji na żywo.
Dziennikarze radia NPR, instytucji amerykańskiego dziennikarstwa, zachwycali się na antenie nie tylko emocjami zaklętymi w muzyce Trupa Trupa, psychodelicznym brzmieniem grupy, ale też i konferansjerką Grzegorza Kwiatkowskiego, wokalisty i gitarzysty grupy.
– Kiedy Grzegorz mówi, że piosenka jest o śniegu to jest o śniegu, kiedy traktuje o tym, że wali się na nas niebo, to jest właśnie o tym. Wielu z artystów przemawia ze sceny, tłumaczy swoje piosenki, Trupa Trupa jest bezpośrednia. To naprawdę piękne – zachwycali się dziennikarze NPR, trafiając w sedno muzyki zespołu.
Gdańszczanom udało się wyczarować dźwięk, który z jednej strony jest przystępny, nawet w chwilach bliskiej jazgotu erupcji, ale kryje w sobie też jakąś magię, tajemnicę, niespodziankę.
Do Austin Trupa Trupa przyjechali ze swoją najnowszą płytą „Jolly New Songs” z kompozycjami zbudowanymi z kontrapunktów i przeciwieństw – hałasu i ciszy, siły i delikatności, nieśpieszności i pośpiechu.
Zapowiada się na to, że to nie ostatni koncert Trupa Trupa na SXSW. Powinni wrócić za rok, bo „Austin Chronicle” się nie mylił umieszczając zespół na swojej liście artystów, których trzeba koniecznie zobaczyć.