Trupa Trupa

Wywiad na łamach magazynu Kilof

Szymon Zakrzewski: Powracacie z nowym albumem – żegnacie meksykańską orkiestrę i nie macie ochoty już na żadną zabawę. Bliżej Wam teraz do trupa, niż trupy. Taki był zamysł, czy to aktualne odzwierciedlenie Waszych nastrojów?

Grzegorz Kwiatkowski: To nie jest tak, że już nie mamy na coś ochoty, albo że mamy założenie pod tytułem: kończymy z meksykańską orkiestrą pogrzebowo-rozrywkową. Najszczerzej będzie jeśli odpowiem, że po prostu tak wyszło, chociaż na nowej płycie zdarzają się takie komiczne gagowe momenty, jak na przykład początek piosenki Picture Yourself, ale chwilę później ta pozytywkowa i dziecinna gitara znika i przychodzi coś skrajnie innego. I dobrze.

Wasz album ukazuję się nakładem zagranicznej oficyny Blue Tapes and X-Ray Records. Jak udało Wam się dotrzeć do brytyjskiego wydawcy?

David McNamee, czyli właściciel Blue Tapes, prowadzi także stronę 20 Jazz Funk Greats i jakiś czas temu recenzował tam nasz album ++ i właśnie po przesłuchaniu ++ zaproponował nam wydanie nowego materiału. On na ogół wydaje takich artystów jak Tashi Dorji, Katie Gately, czy Father Murphy ale jest również fanem psychodelii, zespołu Can i myślę, że to jest jakiś punkt zaczepienia. Swoją drogą recenzję ++ na łamach 20 Jazz Funk Greats David zatytułował: „Too Strange For Humans To Like”. Także wydaje mi się, że on lubi dziwactwa i uważa nas za jedno z nich. I dobrze.

Za produkcję wydawnictwa odpowiedzialny jest Michał Kupicz. Powszechnie wiadomo, że spod jego ręki nie wychodzą słabe rzeczy. Jaki miał wpływ na brzmienie Waszego albumu?

Przyznam, że nie spodziewaliśmy się aż takiego skoku jakościowego, który naszym zdaniem w kwestii brzmienia nastąpił. Ale warto też wspomnieć o Adamie Witkowskim, który ten nowy materiał zarejestrował. Moim zdaniem doszło tutaj do pewnej synergii.

Stopniowo intensyfikujecie utwory na płycie. Album osiąga swój punkt kulminacyjny w tytułowej kompozycji, po której tempo lekko opada. Zmęczyły Was te ciągłe zmiany nastrojów z „++”? Czy może to budowanie napięcia wraz z narastającym bólem głowy?

Mieliśmy kilka pomysłów na to jak ułożyć piosenki na płycie. Czy przeplatać je pod kątem nastrojów, tak jak na ++, czy też pozwolić im powoli narastać aż do kulminacji, która moim zdaniem odbywa się dwukrotnie, bo i w Headache, i w Picture Yourself. No i wybraliśmy opcję narastającą. I jesteśmy zadowoleni. To wszystko zmierza w stronę jakiegoś wybuchu a zaczyna się całkiem leniwie i niepozornie.

Tytuł poprzedniego wydawnictwa pozostawiał dosyć spore pole do interpretacji. Przy albumie „Headache” kręgi się zacieśniają. Czy tytuł ma dla Ciebie konkretne znaczenie, czy wolisz pozostawić to jako temat otwarty dla słuchaczy?

Dla mnie ten tytuł to przede wszystkim wskazanie na najlepszą piosenkę na płycie. Tak to widzę i nie dorabiałbym do tego innej ideologii. Ale każdy może to interpretować rzecz jasna jak chce.

Wiem, że kiedy czytasz swoje krótkie przemyślenia spisane na starej Nokii natrafiasz na słowa, które pobudzają Twoją wyobraźnię. Ciekawi mnie, jakie wyrazy i obrazy były początkiem danych tekstów? Czy może tworzyłeś je na nowo? Tak jak brzmiący niczym hebrajski zwrot „halleyesonme” mający zapewne swoje źródło w #alleyesonme

Za teksty w trupie odpowiadam i ja i Wojtek Juchniewicz. On napisał „Halleyesonme” i jak rozumiem, jest to rzecz o narcyzmie i egocentryzmie i rzeczywiście chodzi o zwrot „alleyesonme”. Jeśli chodzi o mnie to jednak te teksty powstawały na żywo podczas grania, czyli słowa nie brały się z obrazów, tak jak to się dzieje w mojej poezji, ale słowa brały się z muzyki.

Jakiś czas temu czytałem Twój wiersz w towarzystwie ilustracji Macieja Salamona. Kolaż nadał Twojemu tekstowi konkretne znaczenie poruszając aktualny problem w naszym kraju. Czy uważasz, że o takich kwestiach warto mówić poza osłoną ironii i metafory?

Maciek rzeczywiście wyrwał ten wiersz z jego wcześniejszego znaczenia i nadał mu przez ilustrację zupełnie inny antyrasistowski sens. Moim zdaniem wcześniej ten wiersz był o teorii tworzenia i problemie realizmu. A nagle stał się publicystyczny. I dobrze. Chociaż równie dobrze, że istnieją jego dwie wersje. Myślę, że jak ktoś chce mówić o takich rzeczach, no to niech rzecz jasna mówi, ale to nie zawsze musi być koniecznie jakaś świetna sztuka. Zresztą dla kogoś to może być świetna sztuka, a dla kogoś innego nie i tyle. W każdym razie mi się praca Maćka bardzo podoba i jestem za.

Wiele miast może pozazdrościć twórczej atmosfery, jaka panuje w Trójmieście. Powstaje u Was rzesza ciekawych projektów, o których co chwilę można poczytać na stronie Jakuba Knery – nowe idzie od morza. Systematycznie widzę posty o spotkaniach, czy to w Teatrze Leśnym, czy w innych trójmiejskich miejscówkach. Czy to ilość jodu nad Bałtykiem ma wpływ na kreatywność i otwartość artystów znad morza? Czy Kraków musi wymyślić sobie inną wymówkę?

Najważniejsze dla myślenia jest świeże powietrze zatem polecam plenery nawet w zimę. To one wpływają tak na kreatywność (śmiech). Wspomniany przez Ciebie Teatr Leśny to rzeczywiście świetne miejsce. Moim zdaniem – najlepsze w Trójmieście. Nie znam dobrze Krakowa i innych miast, także nie wiem, czy Kraków jest kreatywny czy nie. Zresztą Kraków wydał Ewę Demarczyk i Zygmunta Koniecznego, którzy moim zdaniem nagrali najlepszą polską płytę w ogóle, więc jak dla mnie wszystko się w Krakowie zgadza i jest to wystarczająca wymówka.

www.kilof.pl

Wywiad na łamach magazynu Kilof