Wywiad na łamach portalu Outrave
Wywiad przeprowadził Janusz Matysiak.
Skąd wziął się pomysł na dwuznaczną cyrkowo-śmiertelną nazwę zespołu?
Grzegorz Kwiatkowski: Nazwa powstała spontanicznie a nie strategicznie. Ale rzeczywiście nazwa odpowiada temu co gramy. Przynajmniej taką mamy nadzieję.
Wasza muzyka pomimo ponurej pozorności tekstów momentami, tak jak wasza nazwa, wskazuje na nieco bardziej wodewilową inspirację (np. Kurt Weill). Zgodzicie się z owym twierdzeniem?
Wojtek Juchniewicz: Tak, to jakaś konsekwencja dwuznaczności, która pojawia się w nazwie. Jednak to wszystko wynika naturalnie, przynosimy bądź wymyślamy piosenki, które są osobnymi tworami, bez projektowania z góry przekazu. Każdy z nas ma odrobinę inne inspiracje. Efekt to suma postaw.
Bezpośredniość, ascetyzm, a z drugiej strony poetycki charakter tekstów ukazuje swoistą dwoistość natury Trupy Trupa. Czy jako zespół jesteście bardziej poważni, czy też sarkastyczno uśmiechnięci?
W.J.: Uważam śmierć za zjawisko poważne. Ale jak powiedziałem – zespół jest sumą postaw.
Dlaczego na dwóch waszych albumach prezentujecie jedynie swa anglojęzyczną stronę?
W.J.: Na EPce były 2 piosenki po polsku. Wcześniej było więcej polskich piosenek. Śpiewanie po angielsku ma w sobie jakąś łatwość, która nam odpowiada i tyle. Nie wynika to z jakiegoś programowego śpiewania w jakimś języku tylko tak to po prostu wychodzi. Nie wykluczamy pojawienia się piosenek, w którymkolwiek języku, jeśli będą dobre jako piosenki.
Czy nie sądzicie że przez anglojęzyczność wasza muzyka/przekaz traci na sile wyrazu?
W.J.: Być może tak. Ale przy komponowaniu nie zastanawiamy się nad zasięgiem rażenia, tylko nad spójnością, nastrojem i spełnieniem.
Wydaliście właśnie swój drugi pełnowymiarowy album „++”. Jak oceniacie zainteresowanie prasy i publiczności owym projektem?
Tomek Pawluczuk: Jak dotąd odbiór jest bardzo pozytywny a nam jest z tego powodu bardzo miło. Mam tu na myśli głównie prasę, ale mamy nadzieję, że podobnie będzie na koncertach.
Jak wygląda kwestia promocji albumu?
Rafał Wojczal: Po prostu wysyłamy album do recenzentów.
Ciągle pozostajecie grupą w pełni niezależną. Czy jest to wyraz nonkonformizmu? Czy też braku odpowiedniego zainteresowania np. ze strony wytwórni płytowych?
T.P.: Jak dotąd rzeczywiście żadnej propozycji nie dostaliśmy. Z drugiej strony działanie na własną rękę ma swoje plusy, trudno jest nam sobie wyobrazić sytuację, w której nie decydujemy o sobie w stu procentach. Szczęśliwie się składa, że jesteśmy samowystarczalni. W zespole i jego bliskim gronie mamy osoby zajmujące się realizacją dźwięku, grafiką wydawniczą, fotografią czy PR-em. Radzimy sobie choć pewnie są kwestie, które mogłyby działać lepiej, np. dystrybucja płyt czy management koncertowy.
Najnowszy album sprawia wrażanie idealnej drugiej płyty, czyli bardziej przemyślanej, poukładanej, choć absolutnie nie pozbawionej garażowej podskórnej chropowatości. Zgodzicie się z ta opinią?
T.P.: Druga płyta z pewnością jest dojrzalsza. Potrzeba było czasu na dotarcie się i wypracowanie świadomego brzmienia. Nie odcinamy się absolutnie od naszych wcześniejszych dokonań ale mam wrażenie, że dopiero teraz jesteśmy w punkcie wyjścia.
Z drugiej zaś strony na „++” zdecydowanie więcej jest czystych melodii. Czy to celowy zabieg?
W.J.: To chyba też wynika z ogrania się ze sobą i większą odwagą w komponowaniu. Mam wrażenie, że mniej boimy się przyjąć niektóre rozwiązania, które wcześniej przychodziły nam ciężej.
Jak doszło do współpracy z Mikołajem Trzaską w utworze „Dei” i „ Influence”?
R.W.: Mikołaj jest dobrym znajomym naszego producenta Adama Witkowskiego. Adam zaprosił go do współpracy, a Mikołaj ofertę przyjął.
Wydaje mi się że wasza muzyka znakomicie sprawdziłaby się na zachodzie. Sam kiedyś podarowałem wasz pierwszy album („LP”) znajomemu Szwedowi, który puszczał waszą muzykę w swej klubo-kawarni. Ludzie słuchali jej z olbrzymim zaciekawieniem i byli zdziwieni, że to Polski zespół o tak garażowo amerykańskim retro brzmieniu. Próbowaliście sił poza granicami polski?
RW: Nie próbowaliśmy. Nasza tak zwana „popularność” funkcjonuje wewnątrz granic Polski.
G.K.: Chociaż możemy wspomnieć, że kilka tygodni temu nawiązaliśmy współpracę z Instytutem Adama Mickiewicza. Mamy nadzieję że ta współpraca zaowocuje wyjazdami na zagraniczne festiwale. Ale to nic pewnego.
Czy czujecie się elementem trójmiejskiej sceny alternatywnej? Czy dziś ów twór w ogóle istnieje? Czy jest jedynie widmem przeszłości?
T.P.: Jeśli nawet istnieje to należymy do niej chyba tylko z tytułu mieszkania i tworzenia w trójmieście. Nie czujemy żebyśmy byli częścią jakiejś większej grupy czy zjawiska. W Trójmieście jest po prostu sporo ciekawych zespołów.
Czy macie już wizję kolejnego albumu? W jaka stronę zamierzacie pójść we przyszłości?
T.P.: Trudno powiedzieć, bo niczego nie planujemy z wyrachowaniem. Także jest to jedna wielka niewiadoma.
Jak kreśli się zakres waszych muzycznych inspiracji? Czy inspirują Was jakieś nowe zespoły?
T.P.: Tak, ale nawet jeśli są nowe to zazwyczaj brzmią dość staroświecko.
W.J.: Uogólniając z dużą nonszalancją – kreśli się od muzyki poważnej po noise i muzykę konkretną zahaczając o wszystkie gatunki muzyki popularnej.
Czy poza muzyką inspirują Was inne formy sztuki? Jeśli tak czy są one obecne w waszej muzyce?
T.P.: Każdy z nas poza zespołem działa twórczo jeszcze w innych dziedzinach, głównie sztukach wizualnych czy literaturze. Pewnie nie pozostaje to bez wpływu na nasze podejście do pracy ale nie odbywa się to sposób bezpośredni.
Lato to czas muzycznych festiwali. Na jakich tego typu imprezach możemy się Was spodziewać?
T.P.: Zagramy na tegorocznym OFF Festivalu, a dokładnie 3 sierpnia na Scenie Leśnej.
G.K.: Warto tez wspomnieć o warszawskiej premierze nowej płyty, która odbędzie się 26 lipca w Cafe Kulturalna.
Uważam Was za jeden z najlepszych polskich zespołów. Podobne zdanie prezentuje wielu dziennikarzy. Czy Trupa Trupa została już tknięta owym prasowym piętnem wymogu geniuszu? Czy po prostu robicie swoje nie zważając na nic?
T.P.: Nie czujemy żadnego piętna.