Wywiad na łamach Violence Magazine
Wprawdzie Trupa Trupa, a konkretnie gitarzysta i wokalista Grzegorz Kwiatkowski, odcina się od wpływu morza na ich muzykowanie, ja jednak wiem swoje – taka muzyka mogła powstać albo w Nowym Jorku, albo właśnie w Trójmieście. Jod, nie jod, jest album „++” zbiorem muzycznych poszukiwań, dalekich od klasycznie rockowej sztuki, choć na takim etosie i instrumentarium zespół bazuje.
Nie są mu obce poszukiwania Reeda i Velvet Underground a z bardziej współczesnych rzeczy – Sonic Youth. W podobny sposób muzycy obchodzą się z dźwiękiem, kapryśnie go wyginając, bawiąc się możliwościami, jakie daje studio nagraniowe (czyli przestrzeń Synagogi, gdzie nagrano „++”…) i drocząc się ze słuchaczem. Najlepszym remedium na wszystkie pytania, jakie pojawiły się po lekturze nowej płyty Trupy będą odpowiedzi, jakich udzielił mi wspomniany już Grzegorz. Zapraszam zatem do świata muzyki funeralnej z nutką morskiej bryzy w tle…
Właśnie obejrzałem sobie relaksacyjnie „Skazanego na Bluesa” i po raz kolejny dochodzę do wniosku, że muzyka ponadczasowa powstaje z cierpienia. Jak myślisz, czy w tym kontekście, współcześni hipsterzy z wypasionymi, vintage’owymi instrumentami i zębami od Guciego są w stanie stworzyć coś, z czego za lat naście nie wywietrzeją emocje?
Przyznam, że mam problem z tym filmem. To znaczy, nie tylko z tym filmem, ale i z muzyką do tego filmu; problem polega na tym, że nie podoba mi się i jedno i drugie. Ale abstrahując od tego obrazu, sądzę, że rzeczywiście dobra sztuka wzrasta na fermentującym i gnijącym polu. Tutaj mogę się zgodzić. Myślę, że wszyscy cierpią i wszyscy finalnie umrą, zatem potencjalnie wszyscy mogą stworzyć coś bardzo dobrego artystycznie. Nawet ludzie pełni przepychu i blichtru i nawet ludzie podążający za aktualnie najłatwiejszą i najbardziej akceptowalną modą.
Czym jest Trupa Trupa? Odpowiedzią na Wasze żywotne potrzeby? Dźwiękową protezą, wzmacniającą siłę poezji. Buntem? Czy w 2013 roku można jeszcze mówić o czymś takim jak bunt za pomocą muzyki?
Myślę że zespół jest naturalną potrzebą, naturalnym przedłużeniem naszych osób, że jest to naturalny, spontaniczny a nie strategiczny wykwit. Myślę, że 2013 rok jest jak najbardziej dobry do buntu, chociaż rzeczywiście jeszcze nigdy poziom życia w Polsce i na świecie nie był tak wysoki i jeszcze nigdy nie byliśmy tak przykryci pozornym albo czasem prawdziwym zadowoleniem.
Pytanie banalne #1: Kilka słów o Waszej historii – dlaczego, kiedy, z kim i po co?
Trupę można zadatować na rok wydania debiutanckiej ep-ki, czyli 2010. Wcześniej coś się działo, ale było to chaotyczne i nie przynosiło wymiernych efektów. Zatem 2010 rok to symboliczny start w składzie do dzisiaj niezmiennym, czyli z Tomkiem Pawluczukiem, Rafałem Wojczalem oraz Wojtkiem Juchniewiczem.
Podchodziłem do Waszej płyty dość długo, smakowałem, lizałem i wąchałem, dochodząc do wniosku niezbyt mądrego, że to rock artystowski. Czy macie jakąś swoją teorię, co w zasadzie gracie?
Powołam się na Wojtka, który mówi, że to co gramy jest sumą naszych postaw i gustów. Mamy różne teorie. Moja jest np. taka, że to muzyka cyrkowo-funeralna. Niektóre utwory kojarzą mi się z taką meksykańską orkiestrą pogrzebową.
Pytanie banalne #2: Dlaczego Trupa Trupa? Skąd ta dziwna, jak by nie patrzeć, nazwa?
Nazwa powstała ot tak. Jakoś się wypowiedziała ustami naszego przyjaciela Jana Hlouska i bardzo nam podpasowała. Moim zdaniem, nazwa jest dobrą ilustracją tego, co się dzieje muzycznie w naszym zespole. Jest cyrkowo, jest też teatralnie i pesymistycznie.
Utarło się, że muzykę Trupów wrzuca się do działeczki „indie rock”. Jako taka, jest to nisza baaaardzo pojemna, wnioskuję stąd, że w zasadzie wynika ów fakt z niemożności sklasyfikowania muzyki TT. Wymień zatem najdziwniejsze porównania, jakie trafiły się waszej muzyce?
Każdy ma prawo porównywać i odczytywać to jak chce. Przyznam, że nie pamiętam jakiegoś wyjątkowo strasznego porównania.
Słychać na nowej płycie głębokie ukłony w stronę nowojorskiego podziemia, zarówno starego (Velvet Undrground) jak i nowszego (Vampire Weekend, choć to może dość daleko idące porównanie) – co w zasadzie inspiruje Trupy? Są jakieś koleiny, w które z lubością wskakujecie?
Każdego inspiruje trochę co innego. Mi się podobają ciągle Beatlesi i Velveci, ale też solowy Lou Reed, szczególnie w kooperacji z Johnem Cale’em („Songs for Drella”). Do rzeczy, których słucham od lat i do których ciągle wracam, można dodać Wintereise Schuberta albo Ewę Demarczyk śpiewającą piosenki Zygmunta Koniecznego a z nowości np. Overgrown Jamesa Blake’a.
Pytanie banalne#3: Dlaczego załogi z Trójmiasta zawsze są tak intrygujące? Czy wpływa na to obecność morza??
Ja nie lubię morza. Zatem nie wiem.
Z pewnością trudno przejść obojętnie wobec Waszej smykałki do eksperymentowania. Czasami jest ono drażniące (znowu Reed mi tu gdzieś się przewija), wydaje się wręcz, że dużo lepiej czujecie się w tych dziwnych, mocno odjechanych miejscach niż grając bardziej konkretny riff?
A to różnie bywa. Mnie podoba się bardzo piosenka numer 3 z najnowszej płyty, czyli „Miracle”. A tam mamy akurat do czynienia z dość prostym riffem.
Pytanie banalne#4: Co odpowiecie na moją teorię, że jesteście w swojej koncepcji spadkobiercami twórczości wczesnej Ścianki?
Nie mnie to oceniać. Ścianka to bardzo dobry zespół. Jeśli miałbym już porównywać, to mogę powiedzieć, że jesteśmy na pewno o wiele gorszym zespołem. To jest pewne. Ale pewne jest też, że nikt z nas nigdy nie słuchał specjalnie Ścianki. Nikt z nas nie był fanem tego zespołu.
Nie można ukrywać, że równie intrygująca jest warstwa tekstowa, szczególnie w kontekście Twojej literackiej działalności. Co było zatem pierwsze – poezja, czy dźwięk?
Pierwszy był dźwięk, bo jako dziecko uczęszczałem do szkoły muzycznej. Pisanie zaczęło się później. Ale pisanie tekstów piosenek to nie jest poezja. To pisanie tekstów piosenek. Poezja winna się bronić sama, bez podkładu muzycznego, bo sama w sobie jest pewnego rodzaju muzyką a tekst piosenki nie powinien bronić się samemu, ale właśnie z dźwiękiem i muzyką.
Czytając dość przewrotnie zatytułowany tomik „Radości”, doszedłem do wniosku, że masz Grzegorzu nieco zwichrowaną psychikę. Skąd ta fascynacja rozbiorem jednostki, krwawym rozprawieniem się z naszym spokojem? Wentyl bezpieczeństwa? Ukryte a nigdy nie zrealizowane pragnienia?
Tak po prostu mam. Tak widzę sytuację naokoło i myślę, że w tym widzeniu nie jestem osamotniony, vide tak ogromna popularność filmów Michaela Haneke.
Czy pisząc wiersz masz coś w rodzaju selektywnego spojrzenia, na za sadzie: „ok., ten wiersz idzie do zespołu jako tekst, a ten piszę z myślą o kolejnym tomiku poetyckim”? Jak wygląda ta polaryzacja? Czy nie ma żadnej?
Nie ma żadnej. Czasami zdarza się, że do tekstu piosenki trafiają frazy z gotowej i wydanej poezji np. fraza „co za ulga ty żyjesz” z tomu „Eine Kleine Todesmusik” albo fraza „Should not have been born” z trylogii „Powinni się nie urodzić”, ale to raczej poszczególne i rzadko zdarzające się błyski. Warto też zaznaczyć, że nie tylko ja jestem autorem tekstów w trupie. Jest nim również w bardzo dużym stopniu Wojtek Juchniewicz.
Kilka słów na temat wiersza „Wydarł” (nie mogę się oprzeć…) – co to za historia?
To nasza rodzima, polska historia, żaden tam wymysł. Cytując jeden z wierszy z tomu „Radości” pod tytułem „Dora Drogoj, ur.1923 zm.1941”: „odcięto jej głowę tępą piłą / i nikt nie wie gdzie została pochowana / gdyby to było przerysowanie / albo estetyczna zabawa / ale: odcięto jej głowę tępą piłą / i nikt nie wie gdzie została pochowana”
Jako, że pojawił się temat polskich Żydów, najwyższy czas przejść do równie intrygującej sprawy – czyli nagraniach w Synagodze. Muszę przyznać, że pomijając kwestie akustyczne, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest w tym jednak mała chęć wsadzenia kija w mrowisko, nadania płycie rozgłosu. W sumie już teraz o „++” mówi się sporo w kontekście miejsca nagrania, sami to zresztą bezwstydnie podkreślacie…
Na pewno się tego nie wstydzimy i na pewno miało na tyle duży wpływ na kształt tej płyty, że warto to podkreślać. To prostu nie była typowa sesja nagraniowa, vide nagrywanie naszego debiutanckiego longpleja w Radiu Gdańsk. Dlatego powtórzę raz jeszcze: miejsce było niezwykle ważne. I przez walory akustyczne i przez atmosferę.
I oczywiście ważna kwestia – jak udało się dotrzeć do Wspólnoty, wiem skądinąd, że Gminy Żydowskie są dość zamkniętymi środowiskami? Macie jakieś dojścia? Koneksje etc, itp…
Tak się przypadkiem złożyło, że Trupa występowała w spektaklu teatralnym kolektywu artystycznego polka dot. Premiera spektaklu miała miejsce w Synagodze. I wtedy zrozumieliśmy, że to brzmienie jest „tym” brzmieniem. Poza tym gdańska synagoga, mimo że jest świątynią i miejscem kultu religijnego, jest też bardzo otwarta na kulturę i artystów.
I tu kolejny, modny temat, czyli nagrywanie na setkę w dziwnych miejscach. Po latach nagrań w studiach, dzisiaj każda załoga chce nagrywać w stodołach itp. miejscach. Co to waszym zdaniem daje? Gdzie jest ta nowa jakość, bo przecież sprawny realizator potrafi jednak stworzyć ten Ambiens na komputerze, a przeciętny zjadacz chleba nie odróżni tego od muzyki faktycznie nagrywanej w dużym pomieszczeniu…
My nie nagrywaliśmy tej płyty na setkę. No i nie robimy tej płyty pod kogoś i dla przeciętnego zjadacza chleba, ale dla siebie. Nie chcę uogólniać i oceniać tej mody. Dla nas punktem wyjście była najnowsza płyta PJ Harvey „Let England Shake”. Ta płyta była nagrywana w kościele a nam zależało na uzyskaniu podobnego brzmienia, więc poszliśmy tym tropem. Nie udało nam się wynająć kościoła, bo wszystkie działają pełną parą, ale przypadkiem, jak już wyżej wspominałem, trafiliśmy do synagogi. I to było naszym zdaniem strzałem w dziesiątkę.
Pytanie banalne#5: ile w utworach z „++” jest czystej improwizacji? Ile rzeczy zostawiliście bez poprawek? Gdzie przebiega ta granica między swobodnym granie a anżacyjnym reżimem?
Jakieś strzępy improwizacji są obecne na pewno w końcówce piosenki „Over”, „Exist” i „Home”, w partiach gitary i saksofonu w „Dei”, w partii zdilejowanej gitary w „Miracle”. My nie nagrywaliśmy na setkę, zatem staraliśmy się nie zostawiać błędnych wersji. Chyba że jakiś błąd okazał się czymś ciekawym.
Słowo na temat koncertów – gdzie gracie, jaki jest zespołowy target, gdzie było najlepiej?
W najbliższym czasie gramy w Cafe Kulturalnej i będzie to warszawska premiera naszej nowej płyty (26 lipca) a chwilę później w Katowicach na tegorocznej edycji Off Festivalu (3 sierpnia). Być może we wrześniu zagramy na niemieckim festiwalu Explosive i być może też w niemieckim centrum Schlahthof. Na jesień gramy na pewno w gdańskim klubie Żak. Najlepiej gra się nam w sytuacjach mało rockowych. W sytuacjach raczej teatralnych. Na ten przykład tydzień temu graliśmy na festiwalu „fląder to znaczy plaża, piwo, ludzie i słońce”. Na szczęście graliśmy 30 minut po północy, po pierwszej piosence spadł deszcz, prawie wszyscy poszli do domów i to był naszym zdaniem naprawdę bardzo udany koncert. Nie wiem jaki jest nasz target. Pewnie prawie żaden.
Wojciech Lada w Sieci wymienił sporo bandów w kontekście „++” – Blue Cheer, Guru Guru (nie zgadzam się…), Sonic Youth (zgadzam się), Blues Explosion itp. Jaki jest Wasz zestaw? Z czym się zgadzacie a z czym absolutnie nie?
Kolega Wojtek Juchniewicz na pewno zgodziłby się z Wojtkiem Ladą w kwestii Sonic Youth i wiem, że bardzo ucieszyło go to porównanie. A o pozostałych, wymienionych wyżej zespołach nic nie wiem…
Słowo na niedzielę na zakończenie…
Słowo standardowe, ale szczere: dziękuję ci za miłą rozmowę.
Rozmawiał Arek Lerch.