Recenzja ++ – Rock Magazyn
Niezwykle obiecujący debiut płytowy zespołu Trupa Trupa zatytułowany “LP” zaskoczył mnie znakomitymi rozwiązaniami aranżacyjnymi i garażowo-rockową świeżością. Budził nadzieje, iż w przyszłości będziemy mieli do czynienia z godnymi następcami nieodżałowanej Ścianki.
Choć trochę martwiła mnie anglojęzyczność werbalnego przekazu, to jednak nieprzewidywalna młodzieńcza werwa chłopaków wychodząc na pierwszy plan, absorbowała wszelakie zmysły. W tym roku światło dzienne ujrzał krążek numer dwa zatytułowany “++”. Niestety i tym razem zespół zrezygnował z polskojęzycznych tekstów, choć poniekąd rozumiem taką decyzję jako element świadomej artystycznej wizji. Szkoda, ponieważ naprawdę udane liryki Grzegorza Kwiatkowskiego tracą na sile wyrazu, i przede wszystkim na skali oddziaływania na szeroko rozumianą wyobraźnię słuchaczy. Wraz z dawką garażowej psychodelii dawałoby to bardziej dosadny – miażdżący efekt, dodając samej muzyce odrobinę tajemnicy.
Skupiając się jednak nad muzyczną zawartością “++” można śmiało powiedzieć, że jest nieźle. Kompozycje nie straciły swego garażowego charakteru, a jednocześnnie sprawiają wrażenie bardziej poukładanych i przemyślanych. Ów zabieg zabrał z nich jednak nieco energii, zastępując ją podskórną chropowatością i specyficzną dekonstruktywną nerwowością struktur. W muzyce Trupy Trupa pobrzmiewa więcej retro rockowej piosenkowości, spowitej melodiami z prawdziwego zdarzenia. Choć nie przebijają się one na pierwszy plan, jednak bardzo łatwo jest je wychwycić.
Znakomicie wypada rozpoczynający album dysonansowy “I Hate”, porażając zmysły niepisaną tajemnicą oraz coldwave’vowym chłodem podanym na post-rockową nutę. “Mircale” przyciąga uwagę gitarowym szaleństwem najwyższych lotów. W tym towarzystwie “Over” wypada niemalże konwencjonalnie, dając się zamknąć w bardziej piosenkowej formule. Transowy “Here And Then” swym wolnym narkotycznym tempem kojarzy się z debiutem The Velvet Underground. Wybuchowa petarda “See You Again” swą energią porwie nawet największego ponuraka. Brawa należą się kwaśnej strukturze kompozycji “Dei”, w której słyszymy partie freejazzowego saxofonu Mikołaja Trzaski. Znakomicie słucha się wieńczącego całość “Exist”, którego to druga część (3minuta 30 sekunda) pobrzmiewa dźwiękami typowej słowiańskiej beztroski rodem z twórczości Nerwowych Wakacji.
Doprawdy bardzo dobry album. Ukazuje on ciągły twórczy rozwój Trupy Trupa, stojący u podstaw ewolucji stylowości i oryginalności kapeli. Zachęcam Państwa gorąco do zakupu albumu i odkrycia go na własny użytek, jak prawdziwego skarbu, póki zespół nie jest jeszcze zjawiskiem masowym.