Trupa Trupa

Recenzja ++ – Swallowing the decibels

Tym, co przykuwa uwagę przy pierwszym spotkaniu z zespołem jest oryginalna nazwa. Jak wyjaśniają członkowie zespołu, miała oddawać cyrkowo-funeralny charakter ich muzyki. Moim zdaniem ten zabieg udał się znakomicie. 

TT wypracowała własną muzyczną estetykę i raczej trudno pomylić jakikolwiek ich utwór z innym wykonawcą (może poza Miracle, które bardzo kojarzy mi się z L. Stadt).

Grupa powstała w Gdańsku w 2010 r. Zadebiutowali epką, rok później wydali pierwszy album studyjny LP. Druga płyta ++ została wydana ponad rok temu, ale mam wrażenie, że nie pozwala się o niej zapomnieć. Zespół zdążył zaliczyć kilka dużych festiwali m. in. Open’er, Off Festival, Ars Cameralis. W tym roku pojawią się na gdańskim Soundrive. Trwają prace nad nową płytą i być może podczas jesiennych koncertów będzie można już usłyszeć nowe utwory. Album ukaże się – jak na profesjonalny zespół przystało – wtedy, kiedy uda się zgromadzić w pełni satysfakcjonujący materiał.

Wracając do ++… Jestem ciekawa jakiej stylistyki muzycznej spodziewałby się ktoś, kto przed odsłuchem przeczytałby same teksty. Oto fragmenty: I wanna see the bullet in your head albo Here you’ve got your wife and then you see her grave. Brzmi mocno, zdecydowanie pesymistycznie i przerażająco. Biorąc pod uwagę, że te teksty są śpiewane czasem wręcz pogodnym głosem oraz całość utrzymana jest w raczej wesołym klimacie, słuchacz jest wprowadzany w pewien zamęt. Wokalista Grzegorz Kwiatkowski opisuję muzykę Trupa Trupa jako meksykańską orkiestrę pogrzebową. Wyobrażam sobie jak taka orkiestra brzmi, ale przypominam sobie także film Czarny kot, biały kot albo klimat filmów Lyncha i dochodzę do wniosku, że ++ mogłoby być ścieżką dźwiękową do obydwu z nich. To bezczelne i wciągające podejście do grozy jest kluczem do tego materiału. Właściwie nie wiadomo kiedy jest na poważnie i to rodzi niepokój.

Wielką zaletą ++ jest problem ze wskazaniem najmocniejszego punktu – każdy kolejny utwór wydaje się równie intrygujący. Zaczyna się od I hate, który dobrze przygotowuje słuchacza do dalszej części. Wyróżnię jeszcze najczęściej replejowaną przeze mnie Sunny Day oraz popisowe Dei. Tak naprawdę w każdym utworze może zachwycić mantryczna gitara, sposób zaśpiewania, kołysząca elektronika, pojedynczy dźwięk, całościowy nastrój… Mamy do czynienia z zespołem dojrzałym, który nie zawodzi w żadnym momencie. Tutaj nie ma słabych punktów.

www.thedecibels.wordpress.com

Recenzja ++ – Swallowing the decibels