Trupa Trupa

Recenzja ++ – Teraz Rock

Już na samym początku jest nokaut. And everybody and everybody and everywhere I hate – wykrzykuje psychopatyczny głos, po chwili wchodzą „cyrkowe” klawisze i przybrudzona gitara. I wish you were raped! – wyznaje dalej nasz niezbyt sympatyczny podmiot liryczny, po czym muzyka bierze ostry zakręt i pojawia się psychodeliczny dialog gitar z trąbką (gra na niej Tomasz Ziętek, znany m.in. z Pink Freud).

Aż wreszcie wszystko kończy się niespodziewanie, niczym od ciosu tasakiem. Dawno nie słyszałem równie sugestywnego – i równie przerażającego – utworu. Choćby dla tej jednej kompozycji warto sięgnąć po drugi album Trupy Trupa. Choć wątpię, by ktoś w tym miejscu się zatrzymał. Bo ++ wciąga. Jak wysuwające się spod ziemi rączki filmowej Carrie. Ciarki murowane.

Myliłby się jednak ten, kto by pomyślał, że chodzi tu o sztuczki rodem z taniego horroru. To całkiem inna liga. Owszem, jest mrocznie i dołująco. Owszem, w ośmiu na jedenaście piosenek pojawia się wątek śmierci, grobów czy niebytu (a w pozostałych jest jeszcze m.in. przemoc domowa). Jednak w tekstach Grzegorza Kwiatkowskiego i Wojciecha Juchniewicza – skrajnie skondensowanych, minimalistycznych., chwilami niemal mantrowych – wszystko to zostało umiejętnie opakowane w filozoficzną i literacką tradycję. I nie tyle przeraża, ile przede wszystkim daje do myślenia. Wystarczy posłuchać choćby Here and Then (ze słowami Here you’ve got your god/ And then you see he is dead) albo kończącego zestaw Exist (We don’t exist at all/ We won’t exist no more).

Już na pierwszej płycie muzycy Trupy dowiedli, że są inteligentni i przewrotni. Tutaj idą jeszcze dalej. I te ponure, pesymistyczne treści perwersyjnie zestawiają z urokliwymi, przyjemnymi dla ucha melodiami. Jak we wspomnianym Here and Then, przesyconym folkową atmosferą i opartym tylko na brzmieniu gitary i organów. Albo w przestrzennym, balladowym Home, gdzie „błogi” nastrój przełamany jest jednak niepokojącą końcówką. W ogóle w warstwie muzycznej dużo więcej się tu dzieje niż na debiucie. Tam słychać było wyraźne fascynacje rockiem przełomu lat 60. i 70. – od Doorsów (klawisze!) po Velvet Underground (klimat!). Nie przypadkiem pojawiły się też porównania do Ścianki. Teraz jednak spektrum muzycznych zainteresowań grupy jest zdecydowanie szersze.

Tak naprawdę każda kompozycja jest inna i nie sposób przewidzieć co nas czeka za chwilę. Bo po wariackiej I Hate pojawia się ulotna Felicy, która mogłaby spokojnie trafić na którąś z wczesnych płyt Pink Floyd. A zaraz potem zespół serwuje kolejny cios w postaci ostrego, garażowego Miracle. I niespodziewanie wkracza na tereny niemal awangardowe w Over, z rewelacyjną partią trąbki. Dale jest jeszcze miejsce na punkowo-rock’n’rollowy See You Again, nawiązujący do szkoły Jacka White’a Dei (tu z kolei słychać innego gościa, Mikołaja Trzaskę) czy delikatny, skąpany w pogłosach Influence. Warto dodać, że wszystko to zostało dodatkowo znakomicie wyprodukowane – brzmienie jest szlachetnie surowe, organiczne, pełne naturalnej przestrzeni. Naprawdę duży plus. A nawet dwa.

Marek Świrkowicz, Teraz Rock

Recenzja ++ – Teraz Rock