Trupa Trupa

Recenzja ++ – Wywrota

Trupa Trupa to zespół, który może mieliście okazję słyszeć, jeżeli zaliczacie się do bywalców festiwalowych (między innymi w 2013 na OFF Festival, Festiwal Ars Cameralis oraz w 2012 na Heineken Open’er Festival), jeżeli uwielbiacie poszukiwać muzyki w telewizji (TVP Kultura emitowała ich koncert z foyer Teatru im. Gombrowicza), jeżeli śledzicie losy wszystkich rozdawanych za muzykę nagród lub – tak po prostu – przeszukując sieć. Chociaż jest dość duże prawdopodobieństwo, że wcale na ich twórczość nie trafiliście.

Jak widać z poprzedniego akapitu – panowie nakręcili się ze swoją twórczością po świecie, ale mimo to nie są szerzej znani. Może zmieni to nadciągający powoli trzeci już album, którego premiera zapowiadana jest na 2015. W moje ręce póki co trafiła płyta o tajemniczym tytule skromnie bijącym bielą czcionki na ciemnym tle okładki. „++” – można interpretować na najróżniejsze sposoby. Pierwsze skojarzenia, które zagościło w mojej głowie, odnosi się do nazwy kapeli. Czyżby te krzyżyki miały odpowiadać dwóm „t”? A może przypada po krzyżyku na długogrającą płytę? W końcu to drugi album TT. A może to Dwa Krzyże. Tak po prostu. Symbolizujące śmierć, koniec… cmentarne krzyże. Czy czasami w podobne regiony nie zabierają nas niektóre teksty? Wsłuchajcie się chociażby w Here and Then ze słowami Here you’ve got your wife/ and then you see her grave (…) Here you’ve got your god/ And then you see he is dead; czy w Sunny Day, w którym najważniejszy element krajobrazu zdaje się ten sam: It’s a sunny day/ Your grave upon the water.

Ta opowieść o nieubłaganie nadciągającej śmierci obrasta cała album, czyniąc ją nagrobną płytą spowitą bluszczem. Wszystko tutaj umiera. Syn, żona, ojciec, matka… Nawet pojęcia abstrakcyjne takie jak bóg czy miłość. Jeżeli coś nie umrze samo, to mu się w tym pomoże. I bought one bullet/and it’s for you wyśpiewane w See You Again zdaje się aż nadto wymowne. Zresztą życzenie powszechnej śmierci zawiera się już w otwierającym całość I Hate:

Wish you were raped
Wish you were dead

Jest jakaś mroczna i powszechna żądza zniszczenia, która kryje się w podmiocie lirycznym tekstów z drugiej płyty TT. I to właśnie zdaje się jeden z tych czynników, który powoduje, że przyklejamy się do Dwóch Krzyży, próbując odnaleźć się w ukrytych emocjach. Tym bardziej, że nasze, jak i mówiącego do nas, istnienie wcale nie jest pewne, na co wskazuje kończąca opowieść piosenka Exist:

We don’t exist at all
We won’t exist no more

Czyżbyśmy już sami w jakiś niejasny sposób leżeli pod jednym z krzyży? Skojarzenia do tytułowych krzyży można mnożyć. Niewiele wyjaśniają także – równie mroczne w swym wyrazie co teksty – zdjęcia Adama Witkowskiego z serii 12X4. Dla większości muzycznych poszukiwaczy i fanów alternatywnych brzmień tytuł będzie po prostu podwojonym plusem, jaki wypada dać temu krążkowi. Uważam podobnie. Tajemnicze i surowe opakowanie to świetny zwiastun tego, co dostaniemy, gdy w głośnikach rozlegną się piosenki z ++. Krzyczą na siebie instrumenty, szarpią się głosy, ścierają odwołania i skojarzenia. Drży wszystko od pierwszych dźwięków. Muzyka i teksty łączą się w spójną nastrojową całość.

Zaczyna się kpiarsko? Barowo? Gdzieś na styku rozbudowanego smutku z zabawą. Jakbyśmy utwór I Hate pozwolili sobie ukraść z dokonań The Tiger Lillies. Ale to The Tiger Lillies, które wymieszano z At The Drive-In lub przyprawiono Fugazi. Chociaż zanim ta kompozycja wybrzmi ostatecznie porównanie zda się nietrafione. Przynajmniej nie do końca. W inne rejony zabiera nas niespokojna trąbka gościnnie występującego tutaj Tomasza Ziętka.

W kolejnych utworach zda się już przeważać chropowatość i surowość powagi brzmień, przełamywana regularnie wyjątkowymi smaczkami – na przykład w postaci gościnnych występów Mikołaja Trzaski. Jakby owa muzyczna sokowirówka pożarła jednocześnie Ściankę oraz Pink Floyd, a dodatkowo pozostawiła odgłos mielenia. Zresztą, gdy tylko pozwolicie sobie na ponowną lekturę Dwóch Krzyży, zapewne odnajdziecie inne, pominięte przy pierwszym odsłuchu skojarzenia. W końcu wszystko zależy od tego, czy przykleicie się bardziej akurat do lirycznych fragmentów (dla przykładu Home, Influence), czy może zdecydowanie rozpędzonych rytmów (najbardziej See You Again, MIracle).

Bo to, że łatwo się do drugiego LP Trupy Trupa przykleić, zda się być aż nadto oczywiste. I wcale nie tak łatwo odkleić ucho od różnorodności przepełniającej – paradoksalnie – wyrazistość stylu.

Michał Domagalski, Wywrota.pl

Recenzja ++ – Wywrota