Trupa Trupa

Red Bull Music v.2

Korzenie Trupy Trupa są nie tylko wyjątkowo długie (sięgają nawet lat 60.), ale i wyraźnie rozwidlone – część z nich ciągnie w stronę rockowej chropowatości, część wyrasta z typowo piosenkowej melodyki.

A najfajniejsze jest to, że zespół tak cudownie staroświecki w brzmieniu, emocjonalności, czy kompozycyjnych podstawach (Ach te klasycznie przesterowane gitary! Ach te lejące się klawisze! Ach to lekko psychodeliczne rozmycie!), wcale nie czuje się do tych korzeni nadmiernie przywiązany. Wręcz przeciwnie, uwielbia nowocześnie się zapętlić, albo zupełnie niekanonicznie rozpłynąć w depresyjnych snujach. Innymi słowy, nawet jeśli w części tych piosenek słychać beatlesowskie inspiracje, to mowa o Beatlesach mocno zdezorientowanych albo popadających w depresję. Nie chcą już wtedy nikogo trzymać za rękę, wizytę listonosza mają w nosie, zaś żółta łódź podwodna rdzewieje im gdzieś na dnie oceanu. A co najlepsze, takie to wszystko cudownie nieśpieszne, naturalne i szlachetnie zakurzone, że nawet w tych momentach, w których smutek kapie z sufitu, mi nieciekawy nastrój w ogóle się nie udziela. Już raczej ogarnia mnie spokój. No chyba, że trafię na jeden z tych utworów, w których zespół balansuje na granicy progresywno-rockowego banału – wtedy, i owszem, jestem lekko rozdrażniony. Z akcentem na „lekko”, bo wkładają w to wszystko taką energię, że żadna mielizna nie jest w stanie zatrzymać ich na dłużej. A nawet gdyby, to zawsze mogę przełączyć na „Give’em All”, minimalistyczne cudeńko, którego nawet Ścianka, nawet w najlepszych latach, nie musiałaby się wstydzić. Działa lepiej niż paracetamol i ibuprofen w jednym, więc tytułowego bólu głowy nie musicie się obawiać.

Łukasz Wawro, www.redbull.com

Red Bull Music v.2