Trupa Trupa

Wywiad na łamach Popupmusic

Zespół Trupa Trupa pojawił się na scenie muzycznej przeszło rok temu. I od razu zwrócił uwagę swoimi śmiałymi nawiązaniami do rocka psychodelicznego lat 60 pokroju The Beatles czy the Velvet Underground. Dokładnie rok temu ukazała się ich epka, a kilka miesięcy temu zespół zarejestrował długogrające wydawnictwo w niemal dwa tygodnie. Oprócz roc’n’rollowych inspiracji słychać na niej także zapędy w stronę punku czy elektroniki. O tym skąd wziął się zespół Trupa Trupa, jak powstawała ich płyta, a także o tym na ile jest poważna, a na ile cyrkowa opowiadają muzycy zespołu, Grzesiek Kwiatkowski i Tomek Pawluczuk.

Jakub Knera: Pamiętacie moment założenia zespołu Trupa Trupa?

Grzesiek Kwiatkowski: Na samym początku w zespole nie grał Tomek [Pawluczuk – przyp red.] i Wojtek [Juchniewicz – przyp. red]. Nasza nazwa kilkakrotnie się zmieniała, tak jak skład – grał Rafał Wojczal, Cezary Goś, Dominik Manowski i Ewa Brylewska. Dopiero w nowym składzie zaczęliśmy tak naprawdę działać, na początku w odświeżonej wersji grał z nami jeszcze Piotrek Kaliński.

Pytam o ten początek w kontekście nazwy zespołu, która jak mało w jakim przypadku w pewnym stopniu nastawia na klimat muzyki, na to co zespół prezentuje czy obrany przez Was kierunek. Chociaż różni się znacząco od Waszej epki z ubiegłego roku.

Grzesiek Kwiatkowski: Nazwę wymyślił Jan Hlousek, nasz przyjaciel, który kiedyś powiedział to tak ot. To w pewnym stopniu może nadawać kierunek, podpowiadać, ale my chcemy skierować uwagę na ten cyrkowy aspekt naszej muzyki, rozrywkowy, a nie śmiertelny. Chociaż to są kompozycje łączące te dwa elementy. Mi kojarzy się to z Bertoltem Brechtem, Kurtem Weilem, ale na pewno nie z typowym rockiem.

Tomek Pawluczuk: Mi kojarzy mi się to raczej przewrotnie i zabawnie, niż trupio i poważnie. Śpiewamy o śmierci, ale to wciąż zabawa.

Grzesiek Kwiatkowski: Tak, to taki karnawał. To szczególnie słychać przy piosence „I Hate”, która nie znalazła się na płycie, a niedługo chcemy ją wydać w jakiejś formie. Jest coraz bardziej cyrkowo. Mamy piosenkę „World War” opowiadającą o wojnie, ale w dość zabawny sposób. Śpiewam tam że nie chcę walczyć na wojnie, gwałcić żony i gwałcić dzieci. I nagle pojawiają się klawisze, dzięki którym ta śmiertelność i powaga opada, pojawia się taki chory psychicznie błazen grający na fujarce. Połączenie ciemności z wesołą melodią dla mnie brzmi cyrkowo ale jeszcze mroczniej, ohydniej, przewrotnie. To tak naprawdę jeszcze bardziej wzmacnia mrok. Uderzenie jest jeszcze większe.

Ale słuchając „Nearness of You” trochę ciężko odebrać ten tekst na cyrkowym poziomie percepcji. W „I Hate” tekst jest mocny i bezpośredni, ale na płycie większość utworów nie jest taka atakująca i oczywista. Bawicie się ze słuchaczem w podchody.

Grzesiek Kwiatkowski: Nawet w „Nearness of You” słychać patos i ironię. Zauważ że śpiewam: „uncle death, aunty death”. To dosyć śmieszne. Jak śpiewanie o kimś bliskim i lubianym. Trochę jak kult śmierci w Meksyku i związane z tym kultem obrzędy.

Tomek Pawluczuk: Ale z drugiej strony, nie chcemy aby nazwa zespołu zamykała nas w jakiejś z góry narzuconej szufladce. Nie chcemy stworzyć zamkniętego stylu np. cyrkowości i dbać oto czy się w niej mieścimy. Komponowanie przychodzi naturalnie, nazwa ma być punktem wyjścia, ale nie ma nas ograniczać. Zwłaszcza ostatnie piosenki powstawały bardzo spontanicznie. Tak naprawdę obecnie nasza muzyka bardzo mocno różni się od tego jak graliśmy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy w obecnym składzie.

Grzesiek Kwiatkowski: Na pewno zmieniło się też brzmienie – dojrzewa i jest gęstsze. Rok temu w naszej muzyce było dużo powietrza, każdy instrument grał jakąś melodię trochę obok siebie, a teraz wszystko się wypełnia, muzyka jest skompresowana i gęstsza.

Tomek Pawluczuk: Z biegiem czasu dojrzewa w nas decyzja co do tego jak chcemy brzmieć, ale nie spieszy się nam też na całkowite zdefiniowanie się.

Co w takim razie zadecydowało o materiale, który znalazł się na płycie? Powstało przecież o wiele więcej utworów niż te, które znalazło się na 30 minutach nagrania.

Tomek Pawluczuk: Dopiero w konfrontacji ze studiem i sprzętem, na którym nagrywaliśmy, wytworzyło się pewne brzmienie, którego część kawałków najzwyczajniej nie wytrzymała. Stwierdziliśmy, że płyta zabrzmi mocniej jeśli z nich zrezygnujemy i przerzucimy na później.

Grzesiek Kwiatkowski: Na przykład wspomniane „I Hate” za bardzo odstaje od reszty utworów. Z całym zespołem i Adamem Witkowskim, który produkował naszą płytę zależało nam, żeby wszystko brzmiało spójnie.

Tomek Pawluczuk: Pracowaliśmy nad płytą jako całością, jedną spójną kompozycją. Tak naprawdę dobrze że mieliśmy zapas utworów, mieliśmy ten komfort, że na płycie nie musimy umieszczać wszystkiego co nagramy.

Cały czas nie mogę jednak uciec od gatunkowego ciężaru Waszej muzyki. Czy ten element cyrkowości nie ma trochę banalizować tej tematyki, sprawiać że traktuje się ją z przymrużeniem oka?

Grzesiek Kwiatkowski: Właśnie tak! To jest moim zdaniem ta cyrkowość. Weźmy na ten przykład „Marmalade Sky”, która mówi o przejściu na drugą stronę a przecież robi to w estetyce rockabilly i country. Można ją traktować i tak i tak. I z przymrużeniem oka i całkowicie na serio.

Ale z drugiej strony mamy poważne „Take my Hand” na zakończenie, które kojarzy mi się z „Białą wstążką” Michaela Haneke, tym złem ukrytym pod niepozorną powierzchownością.

Grzesiek Kwiatkowski: Coś w tym jest, to fajne porównanie. To obraz, patrzenie z perspektywy kogoś kto morduje i komu sprawia to patetyczną radość. Tutaj faktycznie nie ma przewrotności. Jest tak wręcz patetycznie i żołniersko, chcieliśmy właśnie tym utworem zamknąć cały album.

Tomek Pawluczuk: Bo tak naprawdę – wracając do tego co mówiliśmy wcześniej – nie poruszamy się wedle jakiegoś schematu i nie zamykamy w jednej szufladce.

No właśnie, a jak to jest z tekstami? Z jednej strony Grzesiek odżegnuje się od łączenia Trupa Trupa ze swoją działalnością poetycką, ale z drugiej strony wiele tekstów bezpośrednio się do nich odnosi.

Grzesiek Kwiatkowski: To prawda, oczywiście że niektóre fragmenty z moich tomików są wykorzystywane, tak było już na naszej epce, tak jest chociażby w „Porn Actress”. Używam fraz, ale nie całych wierszy. Najważniejsza jest melodia, brzmienie instrumentów, to nie jest przerabianie tekstów poetyckich na piosenki. Muzyka nie może być podporządkowana tekstowi. Non possumus.

Mocno brzmi fragment „Powinni się nie urodzić”, który w moim odczuciu wiąże się z obrazem zła, ale nie takiego strasznego, zakazanego, tylko raczej fascynującego, zachęcającego, trochę nawet cyrkowego.

Tomek Pawluczuk: Jako coś ludzkiego. Zło jest przypisaną cechą człowieka, nie ma się co oszukiwać. Może propagowanie zła jest czymś złym, ale my tego nie robimy.

Grzesiek Kwiatkowski: W „Take My Hand” podmiot liryczny śpiewa z taką podniosłością: dzień za dniem odmawialiśmy nasza morderczą modlitwę.

Dla mnie brzmi to jak wspomnienie chłopców, którzy w dzieciństwie robili jakieś złe, ale i fascynujące rzeczy.

Grzesiek Kwiatkowski: Ale z drugiej strony może też być tak: „powinni się nie urodzić” bo jest im smutno, są samotni, nie pasują do rzeczywistości.

Ciekawi mnie nagrywanie materiału – zarówno epkę jak i płytę rejestrował Adam Witkowski. Epka była nagrywana na setkę, płyta już nie. Dlaczego?

Tomek Pawluczuk: W dużym stopniu wynikało to z naszych możliwości w danym momencie. Gdybyśmy mogli wejść do studia to pewnie byśmy to wykorzystali już w przypadku epki, ale jest to jakiś zapis naszej twórczości i rozwoju. Aparatura w studiu otworzyła nam nowe możliwości, sposoby wykorzystania sprzętu i grania. Wiele rzeczy poznaliśmy na miejscu i to na pewno w przyszłości wpłynie na nasze poczynania.

Grzesiek Kwiatkowski: Adam bardzo ceni płytę „Le Noise” Neila Younga, gdzie wszystko jest nag
rane na setkę. Tam gdzie granie na żywo nie będzie śmieciem dla słuchacza, próbujemy grać razem i idziemy drogą naturalnej energii. Ale czasem trzeba dodać osobno kolejne elementy. Adamowi udało się zrobić dwa zespoły Trupa Trupa – brzmimy inaczej na płycie i inaczej na koncercie.

Mnie na przykład bardzo zaskoczył album po tym jak znałem Wasze koncerty, a ktoś kto zapozna się z Waszą twórczością w odwrotnej kolejności, również będzie zaskoczony.

Tomek Pawluczuk: Nauczyliśmy się podejścia do brzmienia – na jego efekt wpłynęła także kompresja taśmowa, a epka to płyta live. Album jest nam bliższy, takiego brzmienia staramy się trzymać na koncertach.

Grzesiek Kwiatkowski: Tak naprawdę nie wiem czy w zespole jest ktoś kto jest fanem tak zwanej „muzyki rockowej”. W moim odczuciu to takie mocne, gitarowe nawalanie, tworzenie żywiołu i hałasu. To trochę łatwe rozwiązanie, pójście na łatwiznę. My zastanawiamy się jak utrzymać wysoką dramaturgię w cichszych momentach. Lepiej jest ją budować w bardziej nieoczywisty sposób. Wolimy tworzyć emocje przez nastrój a nie głośność. Chociaż oczywiście są też wyjątki.

Do utworów powstanie kilka teledysków, bo wielu z Waszych znajomych zajmuje się animacją. Wizualny aspekt ma w waszym przypadku duże znaczenie?

Grzesiek Kwiatkowski: Tak, jeden stworzył już Maciek Chodziński, który przygotował nam już klip do piosenki „Koszula w kwiaty”. Kasia Łygońska która stworzyła obraz do „Oporu” też będzie coś przygotowywać. Tomek robi plakaty na koncerty, to naturalne korzystanie z tego jakie mamy możliwości.

Tomek Pawluczuk: Mamy znajomych, którzy chętnie tworzą nam wideoklipy, to bardzo fajne uzupełnia nasz przekaz muzyczny.

A teksty? Zrezygnowaliście całkowicie z polskojęzycznych, na rzecz anglojęzycznych. W Polsce coraz mniej zespołów śpiewa w rodzimym języku, a Wam wychodziło to całkiem nieźle. Według nowej ustawy przez śpiewanie po angielsku będziecie mieć mniej ustawowego czasu w radiu. Pisanie po polsku jest trudniejsze?

Grzesiek Kwiatkowski: Wydaje mi się, że mam świadomość pisania po polsku i nie jest to łatwe. To dosyć trudne a nawet bardzo trudne. „Koszula w kwiaty” czy „Opór” powstały raczej przypadkowo. W języku angielskim jest to łatwiejsze. Polskie teksty w naszym przypadku psułyby melodyjność utworów. Melodia byłaby podporządkowana tekstowi. Tekst byłby nadrzędny. Tego nie chcemy.  Zresztą język angielski jest coraz bardziej powszechny, jest łatwo przyswajalny i otwiera masę skojarzeń i obrazów. Lubimy taką sytuację i to działa.

Jakub Knera, www.popupmusic.pl

Wywiad na łamach Popupmusic