Trupa Trupa

Wywiad na łamach portalu Rock Area

Zespół Trupa Trupa nagrał świetną płytę „++” i coraz mocniej zaznacza swoją obecność na krajowej scenie alternatywnego rocka. Potrafią jak nikt inny zestawić słowa z muzyką w sposób który chwyta za gardło, prowokuje do chwilowego zatrzymania się w miejscu. Z drugiej strony zadziwiają różnorodnością oferowanych dźwięków idealnie do siebie dopasowanych. Mieliśmy okazję zadać kilka pytań dotyczących płyty i nie tylko, wokaliście i gitarzyście grupy, Grzegorzowi Kwiatkowskiemu.

Witold Żogała: Odnoszę wrażenie, że wasz nowy album jest wręcz psychopatyczny? Jestem w błędzie?

Grzegorz Kwiatkowski: Rzeczywiście wydaje mi się że im dłużej żyjemy na tym świecie, tym bardziej wszystko staje się nihilistyczno – pesymistyczne. To co jest dla nas życiowo najistotniejsze ujawnia się w naszej twórczości i rzeczywiście dla kogoś ta płyta może się wydać psychopatyczna albo mroczna.

Wasza płyta została nagrana w synagodze. Czy to wpłynęło na kształt albumu?

Atmosfera tego miejsca miała realny wpływ na dwie piosenki które tam powstały, czyli „Here And Then oraz „Over” , które są pesymistyczno nihilistyczne, bardzo schopenhauerowskie. A samo miejsce wybraliśmy z powodu przestrzennego brzmienia. Podoba nam się album PJ Harvey „Let England Shake”, który został zarejestrowany w kościele. Szukaliśmy podobnych możliwości.

Trudno jednoznacznie sklasyfikować wasz styl. Z jednej strony słychać echa psychodelicznych kapel z końca lat 60-tych, z drugiej sporo śladów współczesnych m.in. Pj Harvey, czy Blur. A jakie są Wasze inspiracje?

Łączy nas wspólny szacunek do The Beatles, poza tym każdy ma własne fascynacje. Np. Wojtek Juchniewicz szanuje takie rzeczy jak Fugazi albo Sonic Youth, a Rafała Wojczala ciągnie w stronę Johna Frusciante, tudzież Eliota Smitha.

Jak należy rozumieć tytuł składający się z dwóch plusów?

W tej kwestii panuje absolutna dowolność. Do tej pory cześć krytyków odczytywała to jako dwa krzyże, część osób jako dwie litery t, jakby skrót od nazwy Trupa Trupa i tak dalej. W tej materii panuje absolutna dowolność.

Wydajecie się na zasadzie „do it yourself” czyli własnym sumptem. Nie stanowi to dla was jakiegoś ograniczenia pod względem promocji i dystrybucji?

Absolutnie nie. Album dystrybuujemy na koncertach i poprzez Bandcampa. Płytę można również kupić w sklepie internetowym serpent.pl. Sytuacja w której sami jesteśmy sobie panami i niewolnikami jest dla nas bardzo dobra.

Próbujecie zaistnieć z tym materiałem także poza granicami kraju?

Niedawno byliśmy na festiwalu Explosive w Bremie. Być może w najbliższej przyszłości pojawią się jeszcze jakieś koncerty zagraniczne ponieważ nawiązaliśmy współpracę z instytutem Adama Mickiewicza. Nawiązaliśmy również współpracę z Pawłem Trzcińskim z Distorted Animals booking & tour-service. On też będzie próbował pomagać nam w tego typu sytuacjach. My jesteśmy chętni na granie w jakiejś rzeczywiście ciekawej i dobrej przestrzeni, w jakichś ciekawych miejscach.

W jednym z wywiadów przeczytałem że nie lubicie występować. Rozumiem że należy to odczytać w taki sposób że zależy to od okoliczności w jakich ma się odbyć koncert?

W zasadzie to prawda. Chcemy aby warunki zewnętrzne były dla nas mało inwazyjne. Na przykład na festiwalach takich jak Open’er czy OFF Festival, kwestia nagłośnienia i odsłuchów jest na bardzo dobrym poziomie. Słyszymy to co gramy dlatego możemy mieć z takiego grania ewentualną satysfakcję.

Pracujecie już nad nowymi utworami?

Póki co mamy dokładnie jeden nowy utwór, właśnie go wykańczamy aranżacyjnie i jesteśmy z niego zadowoleni. Jest to pierwszy krok do nowej płyty. Potrzebujmy jeszcze takich osiem albo dziewięć i wtedy rozpocznie się proces rejestracyjno wydawniczy.

www.rockarea.eu

Wywiad na łamach portalu Rock Area