Trupa Trupa

Wywiad na łamach Trójmiasto.pl

Nowa normalność. Ten termin funkcjonuje już od kilku miesięcy i wszyscy musimy się do jego konsekwencji przyzwyczaić. Czy to się nam podoba, czy nie. Dotyczy on wszystkich, każdej branży. W tym – i to chyba najbardziej – muzycznej. O tym, jak teraz wygląda rynek, jakie będą dla niego konsekwencje pandemii i jak się gra w czasach okrojonej publiczności i społecznego dystansu, rozmawiamy z Grzegorzem Kwiatkowskim, wokalistą zespołu Trupa Trupa.

Patryk Gochniewski: Wiem, że zespół nie jest dla was jedynym źródłem dochodu. Niemniej jednak jesteście artystami. Jakie to było uczucie, kiedy z dnia na dzień zamknięto wam najbardziej namacalną formę przekazywania waszej muzyki – koncertów?

Grzegorz Kwiatkowski: Zespół jest dla nas jednym ze źródeł dochodów i to coraz milszym, z tym że my rzeczywiście robimy dużo różnych rzeczy i sytuacja, w której zespół nie jest jedynym źródłem utrzymania w sytuacji pandemicznej, okazała się zbawienna. My przed samą pandemią wydaliśmy płytę, która stała się naszym ambasadorem w sytuacji, w której nie mogliśmy występować na scenie. My – generalnie rzecz biorąc – mamy szczęście do nieszczęść, które zamieniamy na sytuację nie tylko korzystną, ale nawet bardziej korzystną, niż by to miało miejsce w sytuacji bez jakiegoś tąpnięcia. Tak właśnie było – albo i jest w sytuacji – pod tytułem „Trupa Trupa i pandemia”.

W marcu myśleliście, że koncertowy lockdown ile potrwa – miesiąc, dwa?

Mieliśmy zaplanowaną na czerwiec trasę po Stanach Zjednoczonych i byłem niemal pewien, że do tego czasu wszystko wróci do normy, ale – jak sam widzisz – trochę się pomyliłem w obliczeniach.

Jaka była w ogóle wasza pierwsza myśl – co robić dalej?

To dobre pytanie, ponieważ jesteśmy chyba pierwszym polskim odwołanym koncertem pandemicznym. Mieliśmy 10 marca otwierać w warszawskiej Stodole występ Mura Masa. Wyjechaliśmy już z naszej sali prób i jechaliśmy w stronę Warszawy. W mediach panowała ogromna dezinformacja i po prostu sami nie wiedzieliśmy, co mamy robić. No, ale nas w końcu zawrócono. Przyznam, że wszystkim nam ogromnie ulżyło, ponieważ granie koncertu w zamkniętym pomieszczeniu dla kilku tysięcy widzów w niejasnej sytuacji zagrożenia epidemicznego nie brzmiało jak perspektywa i dobrego koncertu, i bezpieczeństwa pod kątem zdrowia. To było nasze pierwsze doświadczenie. Nazwijmy je negatywnym. Ale szybko zaczęło się to zmieniać.

To znaczy?

W czerwcu mieliśmy być w trasie w USA, w tym mieliśmy zrealizować legendarną sesję Tiny Desk NPR, czyli jedną z lepszych rzeczy, które mogą się wydarzyć w muzycznym świecie. Sesja została przełożona, ale i tak się odbyła. NPR wprowadziło serię „home” i dzięki temu nagraliśmy sesję z Gdańska. Co więcej, po pandemii mamy do nagrania drugą sesję Tiny Desk, już w Waszyngtonie, zatem – jak sam widzisz – doszło do cudownego rozmnożenia. U nas początek pandemii nałożył się na promocję epki. Nasze utwory leciały w BBC i innych dużych stacjach na świecie. W czasie pandemii zadebiutowaliśmy też w magazynie Billboard i Spin oraz w szwajcarsko-francuskim Le Temps. A, co najważniejsze, jako zespół dość intensywnie pracujący mieliśmy czas na regeneracyjną pauzę i odpoczynek. Wiem, że to wszystko brzmi jak jakieś absurdalne przechwałki i zachowanie na przekór, ale po prostu dla nas ten czas, który był i jest tragiczny – szczególnie dla branży muzycznej – nie był aż tak tragiczny z różnych przypadkowych, jak i zdecydowanie nieprzypadkowych powodów.

Dla wielu artystów ten okres w zamknięciu, bez kontaktu z publicznością, był bardzo inspirujący. Jak było w waszym przypadku?

Dla nas to była dobra regeneracyjna pauza, ale ona szybko przeszła w okres zagęszczonych prób i w pracę nad nową płytą długogrającą, która ukaże się we wrześniu 2021. Zatem trochę odpoczęliśmy, a następnie zaczęliśmy intensywnie pracować. W naszym życiu publiczność nie jest aż tak ważna. I nie chodzi tutaj o arogancję i jakiś manifest. Po prostu jesteśmy dość samowystarczalni i komponujemy przede wszystkim dla siebie, a potem dla innych. Nie planujemy i nie próbujemy się wbić w jakieś socjologiczne nastroje. Tym samym nie chciałbym stwierdzić, że artyści, którzy tak robią, są w błędzie. Zresztą jest jeszcze trzecia droga – wbicie się w nastroje podświadomie lub przez przypadek. W każdym razie u nas po prostu czas zatrzymał się na przełomie XIX i XX wieku, żyjemy jakimiś don kichotowskimi pseudomitami. Tak pół żartując, a w połowie mówiąc absolutnie na serio.

Lockdown trwał w przypadku Polski nie tak długo, jak w wielu innych krajach. Dość szybko zaczęto otwierać kolejne sektory, w tym rozrywkę, jednak koncerty wciąż pozostawały w zawieszeniu. Pojawił się ruch „otwieramy koncerty”. Jak na niego zareagowaliście – pomyśleliście, że to dobry pomysł czy jednak, że warto jeszcze chwilę poczekać, że nie warto ryzykować zdrowiem.

My już zagraliśmy pierwszy koncert na dość dużym festiwalu Inne Brzmienia w Lublinie. Z tego, co mi wiadomo, ten festiwal był dobrze obostrzony pod kątem kontroli covidowej. Niektórzy nawet narzekali, że restrykcje są zbyt duże. Ale ja sądzę, że to dobrze. W każdym razie koncert się odbył i festiwal się odbył, i nie doszły do mnie informacje o ognisku wirusa na tym festiwalu. Myślę, że trzeba ogromnie uważać i być bardzo odpowiedzialnym przede wszystkim za siebie, czyli powinniśmy nosić maseczki, myć ręce i po prostu dbać o siebie i bliźnich. I winniśmy postępować tak, jak radzą nam eksperci medyczni. Jeśli sądzą, że dane wydarzenie artystyczne przy dużych obostrzeniach może się odbyć – czemu nie? Jeśli nie ma ich zgody, to sprawa jest jasna i należy poczekać.

Za chwilę wasze kolejne koncerty, w tym część z nich dzielona z zespołem Algiers.

Te koncerty powoli się pojawiają, ale jest ich mało i w tej sytuacji wydaje mi się to i rozsądne, i właściwe. Jeśli eksperci medyczni i organizatorzy są pewni, że dane wydarzenie jest zabezpieczone, to czemu nie zagrać? To prawda, że mamy zagrać kilka koncertów z Algiers, ale mówiąc szczerze, do dzisiaj nie wiem, które dokładnie. Trasa promująca ich najnowszą płytę przypadła, niestety, na szczyt epidemii. Póki co ich nowe – już i tak dwukrotnie przełożone – terminy obejmują cały luty i kawałek marca, ale myślę, że z powodu wirusa właśnie to wciąż nie jest sytuacja pewna i mogą nastąpić kolejne zmiany.

Jakie to uczucie – grać w tak dziwnych czasach?

Ostatni koncert w Lublinie po tak długim okresie niegrania był naprawdę czymś w rodzaju wybuchu i to nie tylko wrażenie moje prywatne, ale i publiczności, i potem krytyka muzyczna widziała to podobnie. Zatem pewien rodzaj postu może dobrze zadziałać. Co więcej, takie sytuacje graniczne generalnie dobrze działają na sztukę, ponieważ jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, jest to największa prawda, czyli memento mori.

Branża muzyczna bardzo mocno odczuła skutki pandemii. Nowa normalność wymusza pewne ograniczenia. Jak myślicie – jak długo potrwa podnoszenie się całego rynku, ile czasu tak naprawdę zostało stracone?

Kiedy pytam amerykańskich bookerów o bezpieczne terminy naszej przełożonej amerykańskiej trasy, wspominają o jesieni 2021, ale najpewniej stracony będzie tam cały 2021 rok. W Europie pewnie wygląda to trochę lepiej, ale sednem tej covidowej sytuacji jest chyba to, że każdy, kto jest odpowiedzialny, nie może dać żadnego deadline’u i żelaznego terminu. To prostu wielka niewiadoma.

Za pasem rok 2021. Trasy są ogłaszane, festiwale przygotowywane pełną parą. Wydaje się jednak, że bez powszechnej szczepionki i następny sezon może być zagrożony. Może nie na taką skalę, ale jednak ograniczenia wciąż mogą być znaczące.

Europa szybciej niż USA zareagowała na zagrożenie i chyba podniesie się z kolan również trochę szybciej. Wielki festiwal Pohoda już ogłosił swój przełożony z tego roku line up, w tym Trupę, i teoretycznie to wydarzenie odbędzie się na początku lipca 2021 roku. Ale czy na pewno? Tego nikt nie wie i po prostu musimy czekać.

Zahaczmy w końcu o coś pozytywnego. Wciąż o was głośno na świecie i to nie w byle jakich mediach.

To prawda, że w tej kwestii nie możemy narzekać. Zresztą w ogóle nie ma co narzekać, bo na ogół to niewiele zmienia. Ale rzeczywiście w sytuacji pandemicznej byliśmy zapraszani przez różne media do swego rodzaju pandemicznych cyklów, np. przez The Current, Consequences of Sound lub wcześniej wspomniany cykl Tiny Desk z pandemicznym dopiskiem „home”.

Zawsze mocno stąpaliście po ziemi, nawet gdy świat zaczął się wami zachwycać. Jak jest teraz – nie spowszedniały wam już te peany? Czy dalej pojawia się pewna ekscytacja?

Myślę, że w kwestii samej twórczości i aktu twórczego stąpamy mocno nie po ziemi, ale raczej pod ziemią albo w jakichś naszych innych, pełnych wertepów, pararomantycznych i czasami antyestetycznych rejonach. Jeśli chodzi o peany – świetnie i dobrze skonstruowany artykuł cieszy tak jak wygodne krzesło albo buty. I, co najważniejsze, ma realne przełożenie na dalsze muzyczne kroki. I tak po prostu, po ludzku, dobrze mieć muzycznych przyjaciół. Ekscytacja pojawia się zawsze, kiedy uda się skomponować dobrą piosenkę, ale i kiedy uda się stworzyć jakąś dobrą relację. Moim zdaniem tak samo ekscytująca jak muzyka jest właśnie sama droga i poznawanie muzycznych przyjaciół oraz sama wymiana idei i myśli, i chodzenie razem w jakimś nie do końca określonym kierunku.

Trupa Trupa dalej robi swoje? Spokojnie przechodzi obok zachwytów i stara się stawiać poprzeczkę coraz wyżej?

Robimy w pewnym sensie ciągle to samo, ale – chcąc nie chcąc – pojawiają się nowe wyzwania, więc próbujemy czasami czegoś nowego. Na przykład za chwilę rozpoczynamy pracę nad muzyką do serialu. Nie sądzimy, że muzyka to zawody i rywalizacja, i sytuacja poprzeczki, aczkolwiek chcemy być sami z siebie zadowoleni i dumni, i na pewno bardzo dbamy o jakość każdego utworu. Z tym że u nas najciekawsze rzeczy wychodzą właśnie z powodu pomyłek, wypadków i pewnego rodzaju amatorskiego i intuicyjnego podejścia. My mocno wierzymy i w wypadki, i w redukcje.

Jak wyglądają prace nad kolejnym materiałem? Już jest czy dopiero w planach? Z wami tak naprawdę nigdy nic nie wiadomo, potraficie rzucić wydawnictwem z dnia na dzień.

Tak jak wcześniej ci wspominałem: pracujemy teraz nad nową płytą, która winna ukazać się we wrześniu 2021 roku. Mamy ponad 20 piosenek i próbujemy wyciągnąć z nich to, co się da, ale dochodzą też do tej puli nowe utwory. Jesteśmy też ciągle na etapie promocji epki, ponieważ w tym surrealnym i tragicznym roku wydaliśmy ją i myślę, że można też trochę porobić rzeczy wokół tego nowego wydawnictwa.

W związku z tym, że mamy dość dynamiczne czasy – planujecie swoje kroki dalekosiężnie czy raczej musicie teraz działać bardziej na bieżąco?

Rzecz jest chyba w tym, że większy nacisk jest w tej chwili na sytuacje stacjonarne, a nie takie związane z podróżowaniem. Dlatego nagrywamy teraz i muzykę do serialu, i muzykę na nową płytę oraz zajmujemy się przeprowadzką. Przenosimy się z centrum Gdańska do Wrzeszcza, ponieważ wraz ze wspaniałym zespołem Kwiaty otrzymaliśmy pracownię artystyczną w ramach programu Gdańskie Otwarte Pracownie.

Kończąc już – czy szykuje się jakiś kolejny duży krok milowy w karierze zespołu w najbliższym czasie, czy też na razie ich wystarczy i skupiacie się na tym, co jest?

My jesteśmy zwolennikami małych kroków i ewolucji, a nie rewolucji. Aczkolwiek poszerzyliśmy teraz naszą rodzinę o nowych wspaniałych współpracowników. W związku z tym spodziewamy się wielu wspaniałych cudów i przede wszystkim wielu wspaniałych i dobrych przyjacielskich emocji.

Patryk Gochniewski, www.rozrywka.trojmiasto.pl

Wywiad na łamach Trójmiasto.pl